Związkowcy mówili o proteście w około 6 tys. spośród 12 tys. czeskich szkół. Przedstawiciele ministerstwa wyliczyli, że nieczynnych było 1,2 tys. szkół, częściowo do strajku przystąpiło 2,7 tys., a około 3 tys. placówek zadeklarowało poparcie dla protestu. Według agencji CTK i portali informacyjnych skala protestu była bardzo zróżnicowana w zależności od miast i regionów.

O rozpoczęciu akcji strajkowej strona związkowa zdecydowała po zawarciu porozumieniu przez ministra szkolnictwa Roberta Plagę z premierem Andrejem Babiszem na wzroście wynagrodzenia dla nauczycieli, w ramach obowiązującej siatki płac, o 8 proc. Związkowcy chcieli podwyżek o 10 proc., do czego ich zdaniem zobowiązał się szef resortu.

Reklama

Premier w oświadczeniu dla CTK przekazał, że nie rozumie, dlaczego związkowcy przystąpili do protestu. "Nadal nie mogę tego zrozumieć (...) a dziś okazało się, że podobnie myśli także większość nauczycieli. (...) W ostatnim roku pensje rosły im jak nigdy dotąd w historii, a ja nawet na milimetr nie odstąpię od obietnicy, że w 2021 roku średnia płaca (nauczycieli) będzie wynosiła ponad 45 tys. koron (ponad 1750 euro)" – napisał Babisz.

Szef związków zawodowych nauczycieli Frantiszek Dobszik podkreślał, że liczba protestujących szkół nie ma znaczenia, a minister powinien być zaniepokojony, nawet gdyby strajkowało ich tylko dziesięć.

Związki od dłuższego czasu domagają się podwyżki nauczycielskich pensji do 130 proc. średniej płacy i chciałyby doprowadzić do tego w 2020 r. Tym samym nauczyciele średnio zarabialiby 42 205 koron, czyli około 1650 euro. Związkowcy podkreślają, że płace nauczycieli rosną wolniej niż w innych częściach sektora publicznego.

Z Pragi Piotr Górecki (PAP)