Atak na stronę internetową Partii Konserwatywnej rozpoczął się krótko po godz. 16 (godz. 17 w Polsce) i trwał niespełna godzinę, ale nie wyrządził żadnych szkód. Według jednego ze źródeł, jego sprawcami prawdopodobnie były inne osoby niż te, które dokonały dwóch ataków na stronę internetową Partii Pracy; pierwszy z nich miał miejsce w poniedziałek wieczorem, drugi - we wtorek wczesnym popołudniem.

Władze Partii Konserwatywnej jak dotąd nie odniosły się do tego zdarzenia. Rzeczniczka ugrupowania nie była w stanie nic powiedzieć na temat incydentu.

Brytyjskie służby wywiadowcze ostrzegały przed możliwością cyberataków przeprowadzanych przez Rosję i inne państwa w trakcie kampanii przed wyborami do Izby Gmin 12 grudnia, jak i w czasie samego głosowania.

Nie wiadomo na razie, jaki charakter miał cyberatak na Partię Konserwatywną i czy był podobny do tego przeprowadzonego na laburzystów. Źródła w Partii Pracy ujawniły później, że chodziło o atak typu DDoS (Distributed Denial of Service), który polega na skierowaniu ogromnej ilości ruchu internetowego na cel ataku, aby przeciążyć serwery komputerowe, powodując awarię ich oprogramowania.

Reklama

Tego typu ataki są często przeprowadzane za pośrednictwem sieci przejętych komputerów i innych podłączonych do internetu urządzeń, których właściciele mogą nie wiedzieć, że ich sprzęt jest w to zamieszany.

Ataki DDoS nie są zwykle uznawane za próbę zhakowania komputerów, ponieważ nie wiążą się z włamaniem się do systemów docelowych w celu zainstalowania złośliwego oprogramowania. Czasami są jednak wykorzystywane w celu odwrócenia uwagi i przeprowadzenia bardziej szkodliwego ataku.

Po pierwszym ataku lider Partii Pracy Jeremy Corbyn przyznał, że jest zaniepokojony tym, jak będzie wyglądała dalsza część kampanii wyborczej. "Jeśli jest to oznaka tego, co ma się wydarzyć w tych wyborach, to jestem bardzo zdenerwowany, ponieważ atak cybernetyczny na partię polityczną w wyborach jest podejrzany i bardzo martwi" - oświadczył lider opozycji.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)