W kwietniu 2020 r. w Chile odbędzie się referendum w sprawie zmiany konstytucji, odziedziczonej po dyktaturze Augusto Pinocheta (1973-1990) - ogłosił przewodniczący Senatu Jaime Quintana w sytuacji, gdy od blisko miesiąca krajem wstrząsa gwałtowny kryzys społeczny.

Po kilkugodzinnych negocjacjach w parlamencie koalicja rządowa i główne partie opozycyjne podpisały "Porozumienie na rzecz pokoju i nowej konstytucji", przewidujące organizację referendum.

W plebiscycie obywatelom zostaną zadane dwa pytania: pierwsze o to, czy są za zmianą obecnej konstytucji, a jeśli tak - to drugie pytanie będzie dotyczyło sposobu jej przygotowania - sprecyzował przewodniczący Senatu.

To drugie pytanie będzie musiało określić, który organ będzie odpowiedzialny za opracowanie nowego tekstu ustawy zasadniczej: wspólna komisja konstytucyjna czy zgromadzenie konstytucyjne.

Wybór członków takiego organu odbędzie się w październiku 2020 r., w tym samym czasie co wybory samorządowe i regionalne.

Reklama

"To jest odpowiedź polityki w najszlachetniejszym tego słowa znaczeniu, polityki, która myśli o Chile, które bierze los w swoje ręce i bierze na siebie odpowiedzialność" - mówił o decyzji rozpisania referendum Quintana, który jest członkiem centrowej opozycyjnej Partii na rzecz Demokracji (PPD). W tym samym duchu wypowiadali się inni przedstawiciele partii politycznych, za wyjątkiem partii komunistycznej.

"Cieszymy się, że mogliśmy zawrzeć porozumienie, które oznacza zwycięstwo przeciwko przemocy" - powiedziała ze swej strony szefowa konserwatywnego Niezależnego Związku Demokratycznego (UDI) Jacqueline van Rysselberghe. UDI stanowi filar koalicji rządowej wspierającej prezydenta Miguela Juana Sebastiana Pinery.

Do porozumienia doszło w Kongresie Narodowym, izbie niższej chilijskiego parlamentu, w którym żaden blok nie ma większości dwóch trzecich głosów potrzebnych do zmiany konstytucji, po dwóch miesiącach gwałtownych protestów, w których śmierć z rąk chilijskiego wojska poniosły 22 osoby, a kilka tysięcy zostało rannych bądź aresztowanych.

W zeszłym tygodniu Pinera podpisał projekt ustawy podnoszącej o równowartość 66 USD płacę minimalną do ekwiwalentu 475 USD. To jeden z zapowiadanych przez prezydenta kroków, które mają uspokoić społeczne wrzenie w kraju. Jak podkreślił, zapowiedziana podwyżka będzie "bardzo drogo kosztowała skarb państwa". W pierwszym roku pochłonie równowartość ok. 258 mln USD.

Program, który został przedstawiony przez prezydenta w momencie, gdy okazało się, że interwencje wojska na protesty są mało skuteczne, zawiera także obietnice podwyżki emerytur, obniżenia uposażeń członków parlamentu, poprawy katastrofalnej sytuacji w publicznej służbie zdrowia oraz ustabilizowania cen podstawowych świadczeń i usług, m.in. elektryczności oraz biletów metra; właśnie od zapowiedzi podwyżki cen biletów metra i niektórych podstawowych usług zaczęły się protesty w kraju.

>>> Czytaj również: Kolejne tarcia na linii Mińsk-Moskwa? Łukaszenka: Białorusini nie są darmozjadami