Amerykanie też nas krytykują, choć nie robią tego publicznie. Za zamkniętymi drzwiami mówią: „Chłopaki – jesteście państwem frontowym, powinniście mieć większe zdolności bojowe”. My po prostu musimy mieć sprawne samoloty czy czołgi
Prezydent USA Donald Trump w trakcie kampanii wyborczej w 2016 r. mówił, że NATO jest przestarzałe. Teraz prezydent Francji Emmanuel Macron dodał, że organizacja znajduje się w stanie agonalnym. W jakiej kondycji jest Sojusz Północnoatlantycki?
Obydwaj politycy zdecydowanie przesadzają. Zresztą Trump szybko zmienił zdanie, po niecałych trzech miesiącach urzędowania w Białym Domu stwierdził, że NATO nie jest już przestarzałe.
W domyśle, że stało się tak dzięki niemu.
Dokładnie dlatego, że sojusznicy zaczęli więcej wydawać na obronność. Nie ma co ukrywać: mamy w NATO poważne napięcia. Na przykład na linii USA – Europa, chodzi głównie o Niemcy. Waszyngton wypomina im, że nie wydają 2 proc. PKB na obronność, na co przecież wszystkie kraje sojusznicze umówiły się w 2014 r. na szczycie w Walii. Niechęć Europy do wypełnienia tego zobowiązania nie jest niczym nowym. Już Robert Gates, sekretarz obrony prezydenta Baracka Obamy, przekonywał: „Musicie wydawać więcej na zbrojenia, bo USA ponoszą 73 proc. wydatków”. I dodawał, że kiedyś w Białym Domu może zasiąść polityk, który nie będzie się chciał tak mocno bratać z Europejczykami. I taki prezydent nastał. Trump uderzył w Niemcy, bo to olbrzymia gospodarka, która na obronność nie przeznacza nawet 1,5 proc. PKB.
Reklama
Oni nawet 1,3 proc. nie wydają.
Ostatnio minister obrony Niemiec zadeklarowała, że do 2031 r. będzie to 2 proc.
W Walii mówiono o tym, by do tego celu dojść w 2024 r.
Do tego czasu Berlin pewnie dojdzie do 1,5 proc. Z perspektywy Waszyngtonu to jest nie fair. Ale to niejedyne napięcia w Sojuszu. Poważne kłopoty sprawia mu Turcja, która zaczęła bardzo mocno spoufalać się z Rosją, kupując np. system przeciw rakietowy S-400 Triumf.
Dlaczego ten zakup budzi krytykę?
Bo nie kupuje się uzbrojenia od potencjalnego przeciwnika. A Rosja nim jest. Są poważne przesłanki wskazujące na to, że Moskwa zyska dzięki temu dostęp do danych zbieranych przez radary oraz systemy rakietowe, które już są używane przez Turcję. To była zresztą główna przyczyna, która stała za decyzją USA o wyrzuceniu Ankary z programu budowy samolotu F-35. Gdyby te maszyny, używające m.in. technologii stealth (niewykrywalne dla radarów), były codziennie śledzone przez radary systemu S-400, to po jakimś czasie straciłyby swoje liczne przewagi, bo Rosja uzyskałaby bardzo konkretne dane o śladach, jakie pozostawiają. Ale nie chodzi tylko o zakupy uzbrojenia. Zaniepokojenie budzą też relacje prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana i Władimira Putina, które się w ostatnim czasie zacieśniły.
Cały wywiad z Michałem Baranowskim przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP