Lokale wyborcze były czynne od godz. 7.30 do 22.30 czasu miejscowego (od godz. 00.30 do godz. 15.30 w Polsce). Zagłosowało 2,94 mln osób, czyli 71,2 proc. spośród 4,13 mln uprawnionych – podano w oficjalnym komunikacie. Jest to najwyższa frekwencja w tego rodzaju wyborach w historii Hongkongu.

Wbrew pojawiającym się obawom i w odróżnieniu od większości niedziel z ostatnich pięciu miesięcy nie doszło do protestów ani starć demonstrantów z policją. Podczas wyborów nie rzucano koktajli Mołotowa i nie używano gazu łzawiącego – podkreślają miejscowe media.

Wielu wyborców oceniało niedzielne wybory jako referendum poparcia dla antyrządowych protestów, które w ostatnich tygodniach stawały się coraz gwałtowniejsze. Ich uczestnicy domagają się m.in. demokratycznych wyborów władz regionu i niezależnego śledztwa w sprawie brutalności policji. Popierane przez rząd centralny władze Hongkongu wykluczają jednak ustępstwa.

Pierwsze nieoficjalne wyniki, publikowane przez prasę i ogłaszane przez partie polityczne, sugerują miażdżące zwycięstwo obozu demokratycznego. W wielu okręgach demokraci prawdopodobnie pokonali swoich prorządowych rywali, którzy, dysponując z reguły poparciem elit biznesowych i większym zapleczem materialnym, dominowali w radach dzielnic od 2007 roku.

Reklama

Hongkończycy wybierali w niedzielę 452 radnych 18 dzielnic spośród 1,1 tys. kandydatów.

Według informacji dziennika „South China Morning Post” lider Obywatelskiego Frontu Praw Człowieka (CHRF) Jimmy Sham wygrał w swoim okręgu w dzielnicy Sha Tin na Nowych Terytoriach. CHRF zorganizował w tym roku szereg pokojowych, prodemokratycznych manifestacji z udziałem co najmniej kilkuset tysięcy osób, a Sham padł w październiku ofiarą ataku napastników uzbrojonych w młotki.

Wstępne wyniku wskazują również, że w okręgu South Horizons West na Wyspie Hongkong zwyciężył demokratyczny kandydat Kelvin Lam, który zastępował w wyborach zdyskwalifikowanego przez władze aktywistę Joshuę Wonga, jednego z przywódców rewolucji parasolek z 2014 roku. Lam pokonał prorządową kandydatkę Judy Chan – przekazał „SCMP”.

Swoje miejsce w radzie dzielnicy Tuen Mun na Nowych Terytoriach stracił natomiast znienawidzony przez demonstrantów, sympatyzujący z Pekinem poseł hongkońskiego parlamentu Junius Ho, który przegrał z Lo Chun-yu z Partii Demokratycznej różnicą ponad 1000 głosów. W czasie kampanii Ho został zaatakowany nożem przez osobę udającą jego zwolennika.

Radni dzielnic zajmują się głównie sprawami lokalnymi, ale mają również pewien wpływ na politykę na wyższych szczeblach. Przypada im sześć spośród 70 miejsc w hongkońskiej Radzie Legislacyjnej (regionalnym parlamencie), gdzie tylko 35 mandatów rozdzielanych jest w wyborach powszechnych. Mają również 117 spośród 1,2 tys. miejsc w zdominowanym przez propekińskie elity komitecie elektorów, który wybiera szefa hongkońskiej administracji.

Na fali protestów wskaźnik poparcia społecznego dla szefowej administracji Hongkongu Carrie Lam spadł w październiku do najniższego poziomu w historii, osiągając 20,2 pkt na 100 możliwych – wynika z ankiety przeprowadzonej przez Hongkoński Instytut Badania Opinii Publicznej (HKPORI). W tym samym badaniu odnotowano również najgorsze w historii wyniki dotyczące satysfakcji z pracy lokalnego rządu. Zadowolenie z pracy gabinetu kierowanego przez Lam wyraziło tylko 10 proc. ankietowanych, a 79 proc. zadeklarowało, że jest z jego pracy niezadowolonych.

>>> Czytaj też: Trump: Gdyby nie ja, Hongkong byłby zmiażdżony w 14 minut