"Rolnik może nie być pewien pogody i wysokości plonów, ale dopłat już tak. Może więc planować inwestycje choćby w oparciu o te pieniądze" - podała "GW". Jak pisze gazeta, "kłopot jest jednak w tym, że dopłaty do rolnictwa nie do końca wspierają rolnictwo". Dodano, że "nie są bowiem połączone z produkcją, efektywnością pracy rolnika czy z jej efektami w ogóle".

Według "GW" "wiele gospodarstw nie przetrwałoby, gdyby nie unijna kroplówka: wypadłyby z rynku albo w ogóle się na nim nie pojawiły".

Jak napisał dziennik, z szacunków Justyny Góral z SGH wynika, że około 800 tys. gospodarstw produkuje żywność na rynek (gospodarstwa towarowe powiązane z rynkiem), ale tylko połowa z nich (około 400 tys. gospodarstw) jest w pełni konkurencyjna bez dopłat unijnych.

"Zostaje około 500 tys. rolników, którzy nie sprzedają żywności na rynek w ogóle i produkują tylko na potrzeby własne lub wcale. A dopłaty biorą na przykład na łąki" - napisano.

Reklama

>> Czytaj też: Złoto - symbol gospodarczej suwerenności. Trwa wyścig o zwiększanie rezerw [MAPA]