Jaki okres rozpoczął się w pierwszą niedzielę grudnia? Adwent? Owszem, też. Przede wszystkim jednak była to inauguracja okresu zakupowego szaleństwa. „Przede wszystkim”, gdyż kościelne cezury są dla Polaków coraz mniej istotne – o czym świadczy spadkowy trend, jeśli chodzi o udział w praktykach religijnych – a coraz ważniejsze stają się dla nich zwyczaje konsumenckie. Dowodzi tego raport firmy Deloitte „Zakupy świąteczne 2019”. Okazuje się, że właśnie pomiędzy 1 a 15 grudnia najintensywniej polujemy na prezenty pod choinkę i w tym roku wydamy na nie o 6,5 proc. więcej niż w zeszłym. Idziemy na rekord!
Ale w czym ten rekord? Czy nie w bezmyślnym konsumpcjonizmie na wzór wyobcowanych społeczeństw Zachodu? Wartości materialne nie zastąpią duchowych. To ich marny erzac. Tak powiedzieliby nie tylko ekscentryczni francuscy intelektualiści, zapomniani już trochę niemieccy filozofowie ze szkoły frankfurckiej czy papież Franciszek, który raczej sam na zakupy nie chodzi. Tak powiedziałaby większość z nas. Psioczenie na nadmierny konsumpcjonizm od dawna należy do dobrego tonu wśród białych kołnierzyków. Jak to jednak możliwe, że świadomi sytuacji nie rezygnujemy z udziału w wyścigu szczurów i – jak podsumował Tyler Durden, rebeliancki bohater filmu „Podziemny krąg” – „wykonujemy prace, których nienawidzimy, po to, żeby kupić g*wno, którego nie potrzebujemy”? Może dlatego, że do sztucznych potrzeb, które wytwarzają w nas sprzedawcy, należy też... potrzeba narzekania na konsumpcjonizm? Może kapitalizm jest aż tak przewrotny? Na tej potrzebie przecież także da się zarobić. „Podziemny krąg” zarobił ponad 40 mln dol. Na ile biletów do kina się to przekłada? Na ile zestawów „popcorn plus cola”? Czy ich nabywcy naprawdę ich potrzebowali? Możliwe, że nie, ale... Nie przejmujcie się tym! Ta gadka o szkodliwych sztucznych potrzebach i straszliwym konsumpcjonizmie nie trzyma się kupy.