Nie chcę dyskredytować wysiłków każdego, kto na własnym poletku próbuje się zmierzyć z groźbą katastrofy klimatycznej; ideały ekologicznego życia oceniam jako szlachetne i godne pochwały. Zarazem jednak uważam, że w przekonaniu, iż wszystko zależy od nas samych, tkwi wielkie przekłamanie - pisze w felietonie Andrzej Szahaj.

Nie mówimy sobie prawdy. Chcemy się łudzić. Pocieszać. Nigdzie nie widać tego lepiej niż w obliczu zbliżającej się katastrofy klimatycznej. U wielu wywołała ona stan wzmożenia i gotowość, żeby coś zrobić.

Zgodnie z dominującym dziś indywidualizmem utrwala się przekonanie, że wszystko będzie dobrze, jeśli tylko każdy z nas przyjmie mocne postanowienie poprawy. Nie będzie mył zębów przy lejącej się z kranu wodzie, posegreguje śmieci, zrezygnuje z mięsa. Porzuci samochód na rzecz roweru, ograniczy konsumpcję. W myśli zasady: jeśli chcesz zmiany, zacznij od siebie. Chcemy gorąco wierzyć w to, że miliony takich jednostkowych przemian doprowadzą do wielkiej zmiany. Indywidualistyczny duch czasów każe nam bowiem myśleć, że wszystko zależy od jednostki. Czyżby?
Nie chcę dyskredytować wysiłków każdego, kto na własnym poletku próbuje się zmierzyć z groźbą katastrofy klimatycznej; ideały ekologicznego życia oceniam jako szlachetne i godne pochwały. Zarazem jednak uważam, że w przekonaniu, iż wszystko zależy od nas samych, tkwi wielkie przekłamanie. Że w rzeczywistości ktoś próbuje nas nabrać, odwrócić naszą uwagę od tego, gdzie faktycznie leży problem. A nie leży on w tobie czy we mnie, drogi czytelniku. To problem systemu. Jego centrum stanowi współczesny kapitalizm. Jeśli pozostawimy go w obecnej formie, nie ma żadnych szans na powstrzymanie katastrofy klimatycznej. Kluczem do jej zapobieżenia jest bowiem głęboka zmiana gospodarcza. A także polityczna i kulturowa. Wszystko musi się zmienić, jeśli mamy ocaleć jako gatunek. Czy jesteśmy na to gotowi? Wątpię.

Dylemat współczesnych

Reklama
Zacznijmy od kapitalizmu. Jego trwanie jest zależne od ciągłego procesu intensyfikacji produkcji i konsumpcji. Gdy tylko ta ostatnia słabnie, zaczynają się kłopoty. A przecież to absurdalna wręcz skala konsumpcji w wielu krajach zachodnich i w niektórych pozazachodnich (np. bogatych arabskich krajach naftowych) jest jedną z głównych przyczyn dzisiejszych kłopotów klimatycznych (Stany Zjednoczone, królestwo gargantuicznej konsumpcji, które zamieszkuje 5 proc. populacji globu, pochłaniają 25 proc. jego zasobów). To nasze pragnienia, aby mieć wciąż więcej i więcej, spowodowały, że zużycie zasobów naszej planety zbliżyło się do krytycznego poziomu.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP