Mimo niskich, czasem ujemnych stóp procentowych banków centralnych inflacja w krajach rozwiniętych jest zadziwiająco niska. Nic nie wskazuje, by wkrótce sprawdziły się prognozy przeciwników niekonwencjonalnej polityki pieniężnej, którzy ostrzegają, że doprowadzi ona do wybuchu wysokiej inflacji.

Nie zapominajmy jednak, że przed 40 laty w wielu krajach inflacja przekraczała 10 proc., a jej pokonanie pociągało za sobą ogromne koszty.

Inflacja w 2018 roku

Poza kilkoma krajami zaliczanymi do rynków wschodzących i gospodarek rozwijających się, inflacja nie jest obecnie problemem. Eksperci Międzynarodowego Funduszu Walutowego nie przewidują też, by inflacja znacząco wzrosła w najbliższych czterech latach.

Jedynym krajem, borykającym się z hiperinflacją jest Wenezuela, gdzie ceny, według MFW (nie ma oficjalnych danych) wzrosły w 2018 roku ponad 1300-krotnie, a wskaźnik CPI wyniósł 130.060,2 proc. Inflację powyżej 10 proc. zanotowano (dane MFW) w 15 krajach, w tym np. w Sudanie (72,9 proc.), Argentynie (47,6 proc.), Iranie (47,5 proc.), Turcji (20,3 proc.), Egipcie (14,4 proc.) i Nigerii (11,4 proc.).

Reklama

Człowiek, który pokonał inflację

8 grudnia zmarł w wieku 92 lat Paul Volcker, były prezes Rezerwy Federalnej USA. Pełnił tę funkcję przez dwie kadencje – od sierpnia 1979 r. do sierpnia 1987 r. Prof. Alan S. Blinder, który w latach 1994-96 był zastępcą szefa Fed, uważa, że w banku centralnym niesłychanie ważne jest przywództwo.

Choć decyzje strategiczne podejmowane są kolegialnie, to zazwyczaj zapadają jednomyślnie, zgodnie z sugestiami prezesa. Volcker był silnym przywódcą i dlatego udało mu się pokonać inflację, która w 1979 roku wyniosła w Stanach Zjednoczonych 11,3 proc.

Poprzednikiem Volckera był William Miller, który stał na czele Rezerwy Federalnej tylko rok, a przed nim Artur Burns. Obaj słabo sobie radzili z inflacją, jaka wybuchła po kryzysie naftowym w 1973 roku i w 1979 roku. Burns, choć uchodził za wybitnego teoretyka, specjalistę od cykli koniunkturalnych, obawiał się, że walka z inflacją może doprowadzić do recesji.

Tymczasem pogrążona w inflacji gospodarka amerykańska przestała się szybko rozwijać. To samo miało miejsce w innych krajach, uznawanych za stabilne i bogate.


Zwykle szybki wzrost PKB powoduje przyspieszenie inflacji. Wówczas bank centralny podnosi stopy procentowe, popyt się kurczy, wzrost PKB maleje, a wraz z nim inflacja.

W latach 70. XX wieku gospodarka w wielu krajach przeżyła zjawisko wcześniej nieznane – stagflację, czyli niski wzrost PKB, połączony z wysoką inflacją.

Przekraczała ona w niektórych latach 10 proc., a w Wielkiej Brytanii i Japonii zdarzały się lata, w których inflacja była wyższa niż 20 proc.

Szoki naftowe wywołały inflację, ale nie były przyczyną utrzymywania się inflacji przez dłuższy czas. Rządy zaskoczone tym zjawiskiem wprowadzały środki, które były przeciwskuteczne – na przykład kontrolę cen i czasowe racjonowanie benzyny.

Wysokiej inflacji sprzyjało odejście w sierpniu 1971 roku przez Stany Zjednoczone od wymienialności dolara na złoto. Dolar stracił kotwicę, a większość walut krajów rozwiniętych była związana z dolarem, więc i one zaczęły dryfować.

W 1976 roku nagrodę Nobla z ekonomii otrzymał Milton Friedman, który twierdził, że inflacja zawsze jest zjawiskiem monetarnym i wynika ze zbyt ekspansywnej polityki pieniężnej. Zdołał do tego przekonać kierownictwa banków centralnych i rządy.

W 1979 r. nowy szef Fed Paul Volcker zmienił politykę pieniężną. Podniósł stopy procentowe – stopa funduszy federalnych w grudniu 1980 r. osiągnęła poziom 18,9 proc., a w szczytowym momencie w lipcu 1981 r. 22,36 proc. Efektem była recesja, ale też szybkie stłumienie inflacji. W końcu 1982 roku bezrobocie wzrosło do ponad 10 proc., ale inflacja już po trzech latach kuracji Volckera, przestała być problemem.

"Siła dolara, której autorem był Volcker, stała się w latach 80. symbolem potęgi USA."

Przewodnictwo Volckera w Fed przypada na lata prezydentury Ronalda Reagana, choć mianowany został jeszcze przez prezydenta Jimmy’ego Cartera. Reagan wspierał reformy prorynkowe, a siła dolara, której autorem był Volcker, stała się w latach 80. symbolem potęgi USA.

Ale w końcówce drugiej kadencji faktyczny ster rządów przeszedł w ręce wiceprezydenta (potem prezydenta) George’a Busha seniora. Bush obawiał się, że niezależny Volcker nie będzie mu ułatwiał walki o prezydenturę. Przeforsował więc kandydaturę Alana Greenspana, byłego doradcy ekonomicznego prezydenta Geralda Forda.

Ponad 20 lat później Volcker powrócił do służby publicznej po kryzysie finansowym, jako doradca ekonomiczny prezydenta Baracka Obamy. Pomógł wtedy opracować tak zwaną „regułę Volckera ”, ograniczającą możliwość angażowania się przez banki, których depozyty są ubezpieczone przez Federal Deposit Insurance Corporation (FDIC), w ryzykowne działania inwestycyjne podejmowane na własny rachunek. Zakazała ona też przejmowania udziałów w funduszach hedgingowych i funduszach private equity.

Volcker był jednym z czterech byłych prezesów Fed, wraz z Greenspanem, Bernanke i Yellen, którzy w opublikowanym w sierpniu 2019 roku artykule w Wall Street Journal argumentowali, że samo sugerowanie możliwości odwołania szefa Fed Jeromego Powella przez prezydenta Donalda Trumpa, prowadziłoby do erozji niezależności banku centralnego, zachwiałoby rynkami finansowymi i zaszkodziło gospodarce. Volcker znany był z nieufności wobec innowacji w finansach. Twierdził, że jedyną sensowną innowacją w tej dziedzinie, jaką zna, jest bankomat.

Globalizacja i innowacje

Alan Greenspan w książce wydanej w 2007 roku „The Age of Turbulence” opisał swoje zdziwienie, spowodowane niższą niż przewidywały modele ekonometryczne inflacją. Wyjaśnił to faktem, że od co najmniej dwudziestu lat każdego roku miliony pracowników z Chin, Indii, Brazylii, Wietnamu, Bangladeszu itp. przechodzą z niewydajnego rolnictwa do sektora produkującego na eksport. Czyli zaczynają konkurować na globalnym rynku.

"Obecnie szybko rośnie wydajność pracy czyli maleje koszt jednostkowy wytworzonego produktu."

Dopóki to trwa, dopóty na świecie utrzymuje się presja na niską inflację. Dzięki procesom zachodzącym w krajach rozwijających się szybko rośnie średnia wydajność pracy w globalnej gospodarce, a to oznacza, że maleje koszt jednostkowy wytworzonego produktu.

Greenspan podkreślał także znaczenie innowacji. Przemawiając w Kongresie USA w 2005 roku mówił: „Minioną dekadę niskiej inflacji i solidnego wzrostu gospodarczego w Stanach Zjednoczonych i wielu innych krajach na całym świecie można przypisać niezwykłej zbieżności innowacji, które zrodziły nowe technologie komputerowe, telekomunikacyjne i sieciowe. Przyspieszyły wzrost wydajności, ograniczyły jednostkowe koszty pracy i pomogły powstrzymać presję inflacyjną.”

Kolejne generacje produktów elektronicznych są coraz tańsze i zastępują tradycyjne. Smartfony mają lepsze aparaty fotograficzne niż profesjonalny sprzęt sprzed dekady. O ile ceny wielu pracochłonnych usług i towarów rosną, to ceny sprzętu elektronicznego gwałtownie spadają.

Ekonomiści Ian Dew-Becker i Robert J. Gordon na podstawie modelu ekonometrycznego stwierdzili, że zmiany w tendencji wzrostu wydajności miały znaczący wpływ na wzrost inflacji w latach 1965–79 i jej spowolnienie między 1995 i 2005. To nie wyjaśnia jednak, dlaczego obecnie inflacja jest niska, gdy średnia wydajność w krajach rozwiniętych rośnie wolniej.

Skutki QE nie były dramatyczne

Po światowym kryzysie finansowym kilka dużych banków centralnych zaczęło prowadzić niekonwencjonalną politykę pieniężną. Stopy procentowe zostały obniżone, w niektórych przypadkach poniżej zera, a banki rozpoczęły skup papierów wartościowych, przede wszystkim papierów skarbowych swoich rządów.

Było to tak zwane luzowanie pieniężne (quantitative easing, QE). W marcu 2009 roku Fed miał papiery skarbowe USA o wartości około 490 mld dolarów, a w lipcu 2019 – 2 095 bilionów dolarów.

Banki centralne kupują aktywa za pieniądze, które same kreują, co jest popularnie określane drukowaniem pieniędzy. Ten proces budził i budzi niepokój o możliwy wybuch wysokiej inflacji, z którą walka będzie równie trudna, jak w latach 70. XX wieku.

Kreowane przez banki centralne pieniądze trafiały do banków komercyjnych. Powinno to sprzyjać ekspansji kredytowej, pobudzać gospodarkę, ale także powodować wzrost cen.


W rzeczywistości skutki QE okazały się mniej dramatyczne. Banki komercyjne, które mają obowiązek utrzymywania rezerw gotówki w banku centralnym, zwiększyły te rezerwy ponad wymagany poziom. Bardziej rygorystyczne przepisy ostrożnościowe dla banków utrudniły boom kredytowy. Z tego powodu luźna polityka pieniężna nie doprowadziła ani do znacznego ożywienia gospodarczego, ani wysokiej inflacji.

Nadwyżka płynności wynikająca z ekspansji bilansów banków centralnych przelała się na rynek akcji i obligacji, a w ostatnich latach także nieruchomości, których wyceny coraz bardziej zależą od polityki pieniężnej, a nie od fundamentalnej wartości aktywów.

Według szacunków z grudnia b.r. średni wskaźnik cena/zysk spółek, wchodzących w skład indeksu S&P 500 wynosi ponad 24, gdy średnia wieloletnia od 1945 roku to 17.

Przemiany demograficzne i presja deflacyjna

Istnieje negatywna korelacja między poziomem inflacji a udziałem osób starszych (65+) w całej populacji. Analiza regresji została przeprowadzona przez Bank Rezerw Federalnych w St. Louis, na podstawie danych Banku Światowego z lat 2010-2016.

Korelacja ta może być oczywiście przypadkowa. Należy wyjaśnić, jakimi kanałami starzenie się społeczeństwa hamuje wzrost cen. Japońscy ekonomiści Shigeru Fujita i Ippei Fujiwara w opracowaniu z 2015 roku „Starzenie się społeczeństwa i spadające trendy realnej stopy procentowej i inflacji: japońskie doświadczenie” badali związek przyczynowy zachodzący między obu zjawiskami.

Jednym z ich wyjaśnień jest to, że starzejący się pracownicy tracą umiejętności wymagane w modernizującej się gospodarce, więc zajmują niższe stanowiska, zwykle przeznaczone dla młodych ludzi. Napływ starych pracowników negatywnie wpływa na płace młodych, co w dłuższym okresie wywołuje presję deflacyjną.

"Starzenie się populacji może prowadzić do presji deflacyjnej."

Były prezes Banku Japonii Masaaki Shirakawa twierdzi, że starzenie się populacji może prowadzić do presji deflacyjnej poprzez obniżenie oczekiwań dotyczących przyszłego wzrostu gospodarczego. Wynikająca z tego utrata popytu i inwestycji działa deflacyjnie i luźna polityka pieniężna nie jest w stanie jej zrekompensować, szczególnie jeśli inflacja jest już niska, a stopy procentowe bliskie zera.

James Bullard, prezes Banku Rezerw Federalnych St Louis, w opracowaniu „Demografia, redystrybucja i optymalna inflacja” (współautorzy Carlos Garriga i Christopher J. Waller) zaproponował inne wyjaśnienie.

Twierdzi, że osoby starsze preferują niższą inflację niż osoby młode ze względu na jej redystrybucyjne skutki. W miarę jak w społeczeństwie przybywa ludzi starszych, mają coraz większy wpływ na decyzje polityczne, a pośrednio także na politykę banku centralnego.

Patrick Imam w pracy opublikowanej w serii IMF Working Paper „Szok spowodowany starzeniem społeczeństwa: Czy zmiana demograficzna osłabia skuteczność polityki pieniężnej” twierdzi, że starzejąca się populacja może wywierać presję deflacyjną poprzez niższy, zagregowany popyt, negatywny efekt bogactwa spowodowany spadającymi cenami aktywów oraz zmianami cen względnych odzwierciedlającymi różne preferencje konsumpcyjne.

W konkluzji pisze, że w starzejącym się społeczeństwie konieczna jest bardziej agresywna polityka pieniężna i zmiany stóp procentowych większe niż 25 pb, które wcześniej były normą.

Elena Bobeica, Eliza Lis, Christiane Nickel i Yiqiao Sun w opracowaniu “Demografia i inflacja (Working Paper Series, European Central Bank, January 2017) piszą: „Chociaż zmiany demograficzne są powolnym procesem, mają ogromny wpływ na politykę gospodarczą. Oddziałują na zasoby siły roboczej, która ma istotny wpływ na decyzje dotyczące konsumpcji i oszczędności, a za ich pośrednictwem na nominalne zmienne ekonomiczne”.

Warto też zwrócić uwagę na inną hipotezę dotyczącą niskiej i stabilnej inflacji. Niektórzy ekonomiści twierdzą, że niskie stopy banków centralnych, utrzymywane przez długi czas obniżają oczekiwania inflacyjne, a tym samym obniżają inflację.

Wynika to z tzw efektu Fishera, zgodnie z którym realna stopa procentowa jest równa nominalnej stopie procentowej minus oczekiwana stopa inflacji. Zgodnie z hipotezą Irvinga Fishera stopa realna jest niezależna od polityki pieniężnej (zależy przede wszystkim od długoterminowego wzrostu gospodarczego). Zatem jeśli banki centralne utrzymują stopy bliskie zeru, to także oczekiwana inflacja jest bliska zeru.

Autor: Witold Gadomski