Śmierć Qassema Soleimaniego może wymusić na Rosji zmiany w kalkulacjach dotyczących sytuacji w Syrii, Iranie i Turcji – pisze w felietonie dla Bloomberga Leonid Bershidsky.

Zabitemu w zeszłym tygodniu przez amerykańskiego drona irańskiemu generałowi Quassem’owi Soleimaniemu przypisuje się przekonanie rosyjskiego prezydenta Władimira Putina do interwencji zbrojnej w Syrii w 2015 roku. Chociaż Kreml temu zaprzecza. Niezależnie od prawdziwości tej konkretnej historii, nieuchronna eskalacja konfliktu po śmierci Soleimaniego może wymusić zmianę strategii Putina w regionie.

Rosyjskie ministerstwo obrony pochwaliło w komentarzu po śmierci generała jego „niepodważalny wkład” w pokonanie Państwa Islamskiego w Syrii. Ministerstwo przypisało mu zorganizowanie zbrojnego oporu do walki z ISIS na długo, zanim USA stworzyły własną koalicję wymierzoną w tę organizację. Rzeczywiście, gdyby nie tzw. irańska oś oporu (w której skład wchodzą milicja Hezbollahu w Libanie i inne regionalne grupy zbrojne) zbrojne wejście Rosji do Syrii nie miałoby sensu.

Hezbollah i irańskie siły dowodzone przez Soleimaniego zaangażowały się w walkę na terytoriach, na których Rosja nie chciała interweniować, wspierając zakrwawione i wyczerpane wojska Baszara al-Asada i zyskując przewagę nad wrogami Assada, w tym wspieranymi przez USA Syryjskimi Siłami Demokratycznymi. Dla Putina ważne było, że Asad nie był osamotniony. Gdyby tak było, byłyby większe szanse, że zaniechałby on interwencji w Syrii.

Niektórzy analitycy twierdzą, że w interesie Rosji zawsze było ograniczenie roli Iranu w Syrii, ponieważ Kreml nie ma kontroli nad Iranem i Hezbollahem. Argument ten jest oparty jednak na założeniu, że Rosja chce tej kontroli. Putin nigdy nie chciał zarządzać kryzysem w Syrii, a raczej wspierać siły, które realizują rosyjskie interesy gospodarcze i militarne przed amerykańskimi. Oznaczało to utrzymanie status quo ˗ a dla Rosji irańska oś oporu, a nie tylko reżim Asada, oznaczały status quo. Rosyjski ambasador w Libanie Aleksander Zasypkin powiedział w wywiadzie w marca 2019 roku:

Reklama

Powiem wprost: wpływ Iranu na syryjski reżim nie powinien być ograniczany. Istnieje silny niezachwiany sojusz między Damaszkiem, Teheranem i Hezbollahem. Pozostanie tak w przyszłości.

Jednocześnie rosyjscy dyplomaci i sam Putin unikali nazywania Iranu rosyjskim sojusznikiem. Dla nich był on tylko centralną częścią geopolitycznego układu, którego nie chcieli zastępować innym, korzystnym dla USA. To ważne rozróżnienie. Sojusz jest określany przez wzajemne zobowiązania. Jeśli jednak chodzi o irański reżim, to Putin unikał jakichkolwiek zobowiązań. Chciał być bardziej mediatorem, niż częścią walczących na Bliskim Wschodzie obozów. Współpracował z arcywrogiem Iranu Izraelem i Turcją, której regionalne ambicje czasami kolidują z interesami Iranu.

Śmierć Soleimaniego nic nie zmienia w tej podstawowej konfiguracji. Rosja czuje się zmuszona złożyć kondolencje, co zrobił minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow swojemu irańskiemu odpowiednikowi Mohammadowi Javadowi Zarifowi; wyrazić zaniepokojenie francuskiemu prezydentowi Emanuelowi Macronowi oraz kontynuować współpracę z następcą Soleimaniego Emailem Ghaanim. Putin nie poprze żadnych irańskich prób odwetu.

Będzie jednak musiał zareagować, jeśli Iran dokona go i sytuacja wymknie się spod kontroli. Rosyjski analityk wojskowy Paweł Felgenhauer porównał nawet zabójstwo Soleimaniego do zabójstwa arcyksięcia Ferdynanda w Sarajewie w 1914 roku, czyli wydarzenia, które rozpoczęło I wojnę światową. Jednym z możliwych scenariuszy, które opisał analityk, jest irański atak na Izrael i izraelska odpowiedź wobec Iranu i jego sojuszników w Syrii, która może stanowić zagrożenie dla rosyjskich żołnierzy. Putin zaplanował w tym miesiącu wizytę w Izraelu, a rozwiązanie konfliktu w Syrii będzie jednym z kluczowych tematów jego rozmów z premierem Benjaminem Netanjahu.

Dalsza eskalacja napięcia między Iranem a USA może zakłócić (na poziomie strategicznym) geopolityczną równowagę, której broniła Rosja, interweniując w Syrii. Jest to coś, czemu chce z pomocą europejskich liderów zapobiec Putin. Oprócz rozmowy z Macronem zaprosił on na przyszły weekend do Rosji kanclerz Angelę Merkel (na szczycie agendy rozmowy znajduje się Iran).

Putin nie może jednak lekceważyć możliwości wojny na pełną skalę między USA i Iranem, której irański reżim nie może wygrać. W sytuacji jej wybuchu Putin będzie potrzebował alternatywy dla osi oporu w Syrii ˗ pewnego rodzaju porozumienia, które sprawiłoby, że nie musiałby angażować tam większej liczby żołnierzy, jednocześnie zapobiegając zmianie reżimu na przyjazny USA, co umożliwiłoby Kremlowi utrzymanie w Syrii jego wojskowych baz.

Opcje Putina na takie porozumienie są obecnie ograniczone do współpracy z Turcją ˗ jedynym silnym graczem w regionie, który nie jest twardym sojusznikiem USA. Putin odwiedzi w środę Ankarę aby spotkać się z prezydentem Recepem Tayyipem Erdoganem. Będą mieli do omówienia pilniejsze sprawy niż uruchomienie nowego gazociągu. Chociaż Rosja i Turcja brały udział po przeciwnych stronach cywilnego konfliktu w Libii, Putin i Erdogan udowodnili umiejętność wzajemnej współpracy. Obaj współpracowali w zeszłym roku, gdy Erdogan rozpoczął operację wojskową przeciwko Kurdom w Syrii.

Erdogan jest jedynym możliwym planem B dla Putina, co nie wróży dobrze Asadowi. Prezydent Turcji wolałby żeby odszedł, a jeśli Putin straci wsparcie ze strony Iranu, to jest bardziej prawdopodobne, że będzie szukał kompromisu z Erdoganem, niż dalej wspierał Asada. Jak na ironię, syryjski władca musi żarliwie się modlić, aby Irańczycy nie zrobili niczego pochopnego.

>>> Polecamy: Skrajna prawica w Niemczech rośnie w siłę. Czas bić na alarm [OPINIA]