Chamenei, który jest pierwszą osobą w państwie, zażądał od USA, aby ich siły zbrojne wyszły z Bliskiego Wschodu. Według niego amerykańska obecność w tym regionie jest źródłem korupcji.

"Akcja wojskowa taka, jak ta, nie wystarczy. Ważne jest, by położyć kres skorumpowanej obecności Ameryki w tym regionie" - oświadczył Chamenei w przemówieniu telewizyjnym.

Do wrogów Iranu, oprócz Stanów Zjednoczonych, Chamenei zaliczył Izrael i "arogancki system" w odniesieniu - jak wskazuje Reutera - do Zachodu.

Chamanei wykluczył wznowienie rozmów z USA na temat porozumienia nuklearnego światowych mocarstw z Iranem z 2015 roku. Stany Zjednoczone wycofały się jednostronnie z tej umowy w maju 2018 roku. Najwyższy irański przywódca oświadczył, że wznowienie rozmów nuklearnych z USA utoruje drogę do amerykańskiej dominacji.

Reklama

Chamenei powiedział również, że Stany Zjednoczone starają się usunąć połączony sojuszem z Iranem Hezbollah, radykalne szyickie ugrupowanie z Libanu, aby pomóc Izraelowi.

Prezydent Iranu Hasan Rowhani oświadczył w środę, że USA mogą "odciąć rękę" Iranowi zabijając generała Kasema Sulejmaniego, ale Iran odpowie Ameryce "odcięciem jej nogi" w regionie. Nie wyjaśnił, co dokładnie ma na myśli.

Iran przeprowadził ataki rakietowe na amerykańskie cele w Iraku w środę nad ranem w odwecie za zeszłotygodniowy atak dronów USA w Bagdadzie, w którym zginął Sulejmani, dowódca elitarnej irańskiej jednostki wojskowej Al-Kuds.

Po raz kolejny po środowym ataku głos zabrał minister spraw zagranicznych Iranu Mohammad Dżawad Zarif. Jak powiedział irańskiej telewizji państwowej, ataki rakietowe na amerykańskie cele w Iraku były "legalną obroną konieczną". Dodał, że ocena władz w Waszyngtonie dotycząca odwetu nie powinna opierać się na "złudzeniach". "Nasze działanie było uzasadnioną samoobroną i Stany Zjednoczone powinny unikać oceniania go na podstawie złudzeń" - zakomunikował Zarif.

Według irackiej armii 22 rakiety wystrzelono z terytorium Iranu w stronę bazy lotniczej Ain al-Asad, ok. 160 km na zachód od Bagdadu, w której znajdują się dowodzone przez USA wojska koalicji międzynarodowej w zachodniej prowincji Anbar oraz w stronę bazy w Irbilu, stolicy irackiego Kurdystanu, nie powodując strat w ludziach. Jak podano w oświadczeniu, dwa z 17 pocisków wystrzelonych na Ain al-Asad nie eksplodowały. Wszystkie pięć rakiet wymierzonych w bazę sił koalicji w Irbilu trafiło w cel.

Według irańskiej telewizji państwowej w środowym ataku zostało zabitych 80 osób - jak to ujęto - "amerykańskich terrorystów". Dodano, że Iran odpalił 15 pocisków rakietowych i żaden z nich nie został zestrzelony. Według doniesień irańskiej telewizji w ataku "poważnie uszkodzone zostały" śmigłowce i sprzęt wojskowy.

Władze wojskowe krajów zaangażowanych w działania koalicji zapewniły, że ani amerykańskim, ani sojuszniczym żołnierzom nic nie zagraża. Jak napisał na Twitterze prezydent USA Donald Trump, "wszystko jest w porządku" oraz trwa "obecnie szacowanie ofiar i strat".

>>> Czytaj też: Ceny ropy gwałtownie wzrosły po ataku Iranu na bazy USA