Prawie dwukrotnie pobiliśmy ubiegłoroczny rekord importu energii elektrycznej. Wydaliśmy na to ponad 2 mld zł, ale import obniżył ceny prądu w Polsce, na czym skorzystali odbiorcy. Na rekordowym imporcie straciły polskie elektrownie.

Polska czwarty rok z rzędu (i piąty po 1990 roku) była importerem energii elektrycznej netto. Nigdy w historii nie sprowadziliśmy jej jednak tyle, co przez ostatnie 12 miesięcy. Od stycznia do grudnia wpłynęło do naszego kraju 17,3 TWh energii elektrycznej (ponad 10 proc. zapotrzebowania), a wypłynęło do naszych sąsiadów 6,7 TWh.

- Saldo wymiany transgranicznej to 10,6 TWh importu, a jej rynkowa wartość przekroczyła 2 mld zł – mówi w rozmowie z MarketNews24 Bartłomiej Derski, ekspert WysokieNapiecie.pl. - To istotna kwota, biorąc pod uwagę, że nadwyżka w handlu zagranicznym naszego kraju do października wyniosła 4,6 mld zł.

>>> Czytaj też: Import węgla "znacząco maleje"? W 2018 sprowadzono rekordową ilość surowca

Na rekordowym imporcie straciły polskie elektrownie, zwłaszcza najstarsze i najmniej sprawne (najbardziej emisyjne), bo to one są odstawiane w pierwszej kolejności, gdy do kraju wpływa prąd z zagranicy. Tylko do listopada produkcja w elektrowniach systemowych opalanych węglem spadła o niemal 6 proc. rok do roku.

Reklama

Na pogorszeniu bilansu handlowego i stratach krajowych elektrowni zyskali jednak odbiorcy i sprzedawcy energii elektrycznej. 10,6 TWh zaimportowanej energii elektrycznej odpowiada produkcji non-stop przez cały rok bloku energetycznego o mocy ponad 1200 MW, czyli większego, niż największy blok węglowy w kraju (1085 MW w Kozienicach). Gdybyśmy chcieli zastąpić go blokiem elektrowni atomowej o tej mocy, musielibyśmy wydać na niego ok. 30 mld zł.

- Kupujemy energię tańszą, bo pochodzącą z krajów, gdzie w energetyce duży udział mają elektrownie atomowe i odnawialne źródła energii, natomiast krajowa energia jest droższa, bowiem jest oparta na węglu kamiennym – komentuje ekspert.