Jak powiedział PAP Zduniuk, zmiany zachodzące w motoryzacji, takie jak np. upowszechnianie się samochodów z napędem elektrycznym, to rewolucja, która będzie rozłożona na wiele lat. To oznacza - jak podkreślił - że przedsiębiorcy, którzy dziś produkują podzespoły czy części do tradycyjnych pojazdów, będą mieli dużo czasu na przestawienie swoich linii produkcyjnych czy zakup nowych technologii.

Wskazał, że w przypadku polskich firm z sektora automotiv najważniejsze będzie znalezienie takiego obszaru produkcji, który pozwoli im się w miarę szybko włączyć w łańcuchy produkcyjne nowego typu pojazdów.

"Chodzi o budowanie nowej, równoległej gałęzi biznesu, podczas gdy dotychczasowa wciąż jeszcze pozwala osiągać dochodowości i umożliwia realizowanie inwestycji prorozwojowych" - wyjaśnił. Dodał, że nie powinno się czekać aż zachodzące zmiany zupełnie odmienią rynek, "tylko już teraz szukać szans i stopniowo dostosowywać się do nowych warunków".

Przyznał, że wielu przedsiębiorców będzie musiało wprowadzić daleko idące zmiany w modelu biznesowym. Zaznaczył jednak, że możliwości już teraz są, ponieważ zarówno w Polsce jak i u naszych sąsiadów (Czechy, Słowacja, Niemcy) pojawia się coraz więcej inwestycji w obszarze elektromobilności, a koncerny, które je realizują, już teraz szukają kooperantów do wieloletniej współpracy.

Reklama

Według Zduniuka, polskie firmy, już powinny myśleć o dostosowywaniu się do tego, co dzieje się w całej światowej branży motoryzacyjnej, którą kreują największe firmy. To one - jak wskazał - „wymuszają” zmiany w całym łańcuchu produkcyjnym.

Podkreślił jednak, że elastyczność polskich firm była w przeszłości jednym z ważniejszych czynników, które skłoniły międzynarodowe koncerny motoryzacyjne do uruchomienia i rozwoju produkcji w Polsce. Wyraził nadzieję, że "w przyszłości ta umiejętność krajowych przedsiębiorców pozwoli na dostosowanie się do nadchodzących wyzwań". Dodał, że optymizm ten wzmacnia fakt, że nawiązano już liczne więzi partnerskie z kluczowymi graczami.

Ekspert Banku Pekao wskazał ponadto, że jednym z kluczowych elementów, które są potrzebne do rozwoju elektromobilności w Polsce, są dopłaty do zakupu samochodów elektrycznych z Funduszu Niskoemisyjnego Transportu.

"W przypadku Polski, słabiej rozwiniętej gospodarczo niż kraje zachodniej, e-dopłata może być argumentem przekonującym część nabywców do zrezygnowania z samochodu spalinowego jako opcji mniej korzystnej w ogólnym rozrachunku, zwłaszcza po uwzględnieniu m.in. kosztów eksploatacji i paliwa".

Wskazał też, że konieczne jest wprowadzenie zapowiadanego już wcześniej objęcia dopłatami także firm, które są przecież nabywcą ponad 70 proc. nowych aut w Polsce. "Większe zakupy firm mogłyby też przyczynić się do szybszego rozwoju sieci stacji ładowania, a to z kolei zachęciłoby również większą liczbę osób prywatnych do takiego zakupu" - wyjaśnił.

Zaznaczył, że należałoby się również zastanowić nad górnym limitem ceny pojazdu (125 tys. zł), do którego można dostać dopłatę. +Niewielka obecnie pula „elektryków”, która spełnia ten wymóg, może działać zniechęcająco na konsumentów zainteresowanych modelami spoza najbardziej ekonomicznej półki tzw. "kompaktów”. Mogą oni odkładać na później decyzję o zakupie, licząc na zmianę warunków dopłat lub spadek cen - wyjaśnił.

Według Zdunka, ważna będzie też rzeczywista ścieżka formalna czyli prostota całego procesu ubiegania się o dopłatę. "Obecnie jest za wcześnie, aby ocenić ten obszar" - dodał.

Zdaniem eksperta, istniejące ograniczenia powodują, że obecnie ogłoszone dopłaty raczej będą miały niewielki wpływ na rynek samochodów elektrycznych. "Jest to jednak potrzebny pierwszy krok do szerokiego programu wsparcia elektromobilności, którego wpływ na sektor mógłby być już znacznie większy" - wyjaśnił.

>>> Czytaj też: Ile naprawdę kosztuje jazda autem elektrycznym? "Podróż przestała się opłacać na autostradach"