ikona lupy />
Foliowa torba wypełniona monetami pięciozłotowymi. / Bloomberg / Bartek Sadowski

By dać odpowiedź na to pytanie, trzeba cofnąć się o rok i sprawdzić, co pozwoliło osiągnąć funduszom obligacji – na całym świecie zresztą – tak znakomite rezultaty. Najprościej rzecz ujmując – w 2018 r. Fed podnosił stopy procentowe (i oczekiwano kolejnych podwyżek w 2019 r.), a USA i Chiny zaostrzały wojnę handlową. W listopadzie 2019 r. rentowność 10-letnich obligacji rządu USA wspięła się do 3,25 proc. – najwyższego poziomu od siedmiu lat i przy okazji dotykając linii trendu spadkowego, w którym rentowności amerykańskich obligacji poruszają się od początku lat 80.

ikona lupy />
Wykres 2: Rentowność niemieckich obligacji spada od października ub.r. i w wakacje . Źródło: Stooq.pl / Media
Reklama

W kolejnych miesiącach nastąpiła jednak zmiana – na przełomie roku Fed zapowiedział (nieoczekiwanie) zakończenie cyklu podwyżek, po czym w 2019 r. płynnie przeszedł do obniżek stóp, dokonując trzech cięć, a dodatkowo wracając do skupu aktywów z rynku (tym razem krótkoterminowych bonów skarbowych), choć oficjalnie nie nazywa tego już quantitive easing (luzowaniem ilościowym). Na Starym Kontynencie po kilkumiesięcznej przerwie Europejski Bank Centralny wrócił natomiast – już całkiem oficjalnie – do polityki skupu obligacji z rynku.

Wszystkie te elementy zadecydowały o spadku rentowności obligacji w USA. 10-letnie papiery USA, osunęły się poniżej 1,5 proc. osiągając w wakacje dołek wyznaczony także w latach 2012 i 2016. Rentowność obligacji niemieckiego rządu spadła natomiast do najniższego poziomu – minus 0,73 proc., ujemną rentowność osiągnęły także papiery trzydziestoletnie, oraz szereg papierów korporacyjnych o najwyższych ratingach, a nawet tych z oceną spekulacyjną. W poszukiwaniu rentowności inwestorzy wybrali się więc na inne rynki – m.in Polski, ale także na rynki wschodzące, co oczywiście umocniło rentowności i przyczyniło się do wypracowania dobrych stóp zwrotu przez fundusze inwestycyjne operujące na tych rynkach.

ikona lupy />
Wykres 3: Rentowność polskich obligacji 10-letnich dotknęła w wakacje minimum na poziomie 1,75 proc. Od niemieckich oddziela je 2,5 pkt proc. Źródło: Stooq.pl / Media

Od wakacji na rynkach obligacji trwa niewielkie w skali odreagowanie – rentowności zyskały po ok. 50 pkt bazowych, trudno jednak przesądzić, czy oznacza to tylko korektę wcześniejszego spadku, czy też odwrócenie całego trendu. Przeciwko zmianie tendencji przemawiają dane gospodarcze – spowolnienie gospodarcze jest wyraźne, aczkolwiek -w świetle ostatnich danych - dynamika spadku wskaźników została wytracona. Prognozy inflacyjne – poza Polską – są obniżane i na tej podstawie można sądzić, że banki centralne nie zostaną zmienią obranej strategii luzowania w dającej się przewidzieć przyszłości. Z drugiej strony, rentowności obligacji nadal znajdują się w pobliżu historycznych minimów, a przecież obligacje – w odróżnieniu od akcji – nie mogą wiecznie drożeć. Aby polskie dziesięciolatki zyskały na wycenie tyle, co w minionych 12 miesiącach, ich rentowność musiałaby spaść grubo poniżej 1 proc. Teoretycznie jest to możliwe, ale oznaczałoby to, że premia względem np. niemieckich obligacji spadłaby do kilkudziesięciu punktów bazowych.

Aby została utrzymana na obecnym poziomie (około 2,5 pkt proc.), również rentowność niemieckich obligacji musiałaby spaść wyraźnie poniżej minus 1 proc., co wyobrazić sobie znacznie trudniej. Także z tego powodu, że spadająca aktywność gospodarcza może skłonić rządy do zwiększenia wydatków finansowanych właśnie zwiększoną emisją długu.
Dlatego należy jednak przyjąć, że wyniki funduszy obligacji nie zostaną powtórzone w okresie kolejnych 12 miesięcy, a najlepszym, co może się zdarzyć będzie stabilizacja ich wyników na względnie niskim poziomie. Ponieważ stabilizacja notowań obligacji oznaczałaby czerpanie zysków głównie z oprocentowania (rekordowo niskiego), a nie z wyceny obligacji, w nieco dalszej perspektywie może to oznaczać zniechęcenie inwestorów i odpływ środków z funduszy dłużnych na rzecz coraz lepiej spisujących się rynków akcji (mowa o rozwiniętych rynkach).

Czy alternatywą dla funduszy dłużnych – skarbowych, mogą okazać się obligacje korporacyjne? Obligacje firm na krajowym rynku są raczej luźno powiązane z wydarzeniami na światowych rynkach długu. Oczywiście największe firmy mają wybór – emitować obligacje w Polsce czy na eurorynku – ale zdecydowana większość krajowych spółek takiego luksusu nie ma. Od niemal dwóch lat widoczny jest powolny trend podnoszenia oprocentowania w kolejnych emisjach (średnich i małych spółek), co wynika z sytuacji na krajowym rynku długu. Z jednej strony obligacje korporacyjne wypadły z łask inwestorów, co zmusza emitentów do płacenia wyższych kuponów, z drugiej firmy, które mogą sięgnąć po tanie finansowanie bankowe, wolą zaciągać kredyty niż płacić więcej obligatariuszom. Z punktu widzenia nabywców obligacji jest to sytuacja korzystna, często oznacza wyższe odsetki w zamian za to samo, a czasem nawet niższe ryzyko kredytowe. Niemniej, i w tym wypadku należy się raczej liczyć ze stabilnymi stopami zwrotu (choć zapewne lepszymi niż rok czy dwa lata temu), a różnica względem funduszy obligacji skarbowych polega na niższym ryzyku stopy procentowej, czy też ogólniej – niską korelacją osiąganego wyniku z wydarzeniami na światowych rynkach długu.

Autor: Emil Szweda dla Michael/Ström Dom Maklerski