Wczoraj wieczorem koalicja miała podjąć decyzję, czy odwołać kontrowersyjnego ministra Jarosława Narkiewicza. Apelował o to prezydent
20 sierpnia 2019 r. należał do najlepszych w historii Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich Rodzin. Tego dnia partia kierowana przez Waldemara Tomaszewskiego nie tylko weszła do rządu Sauliusa Skvernelisa, ale i po raz pierwszy w historii niepodległej Litwy objęła aż dwa resorty. Jarosław Narkiewicz został ministrem transportu, a Rita Tamašunienė – MSW. Od tego czasu wizerunek AWPL-ZChR zaczęły obciążać kolejne niejasności.
Pierwsze pojawiły się jeszcze na finiszu rozmów koalicyjnych. Media informowały wówczas, że Departament Bezpieczeństwa Państwa odmówił Irinie Rozowej, liderce startującego z list AWPL-ZChR Aliansu Rosjan, dostępu do informacji niejawnych. Ich zdaniem Rozowa miała prosić rosyjskich dyplomatów o pomoc w budowaniu w 2011 r. koalicji w wileńskiej radzie miejskiej i finansowe wsparcie kampanii wyborczej. – Opisano jakieś moje spotkania, ale nie widzę działań, z powodu których mogłabym zostać uznana za zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego – tłumaczyła Rozowa.
Zarzutami zajęła się parlamentarna komisja, która ma zbadać, czy Rozowa podejmowała działalność zagrażającą bezpieczeństwu Republiki Litewskiej, np. przez utrzymywanie kontaktów z wydalonym za szpiegostwo w 2014 r. konsulem generalnym w Kłajpedzie Władimirem Małyginem. Potencjalnie cała sprawa mogłaby się skończyć pozbawieniem jej mandatu poselskiego. Posłowie mieli skończyć prace 1 grudnia 2019 r., ale w listopadzie Sejm przedłużył termin zakończenia śledztwa do końca kwietnia 2020 r.
Związki AWPL-ZChR z Rosjanami nie są niczym nowym – szczegółowo opisywaliśmy je na łamach DGP w wydaniu z 28 sierpnia – więc sprawa Rozowej nie wywołała na Litwie sensacji. Potencjalnie większy wpływ na popularność AWPL-ZChR i rządu Skvernelisa mogą mieć skandale związane z działalnością rządową polityków Akcji. Przede wszystkim Narkiewicza, którego media zaczęły krytykować za niefrasobliwy stosunek do budżetu resortu.
Reklama
Chodzi o 300 tys. euro skierowane na remonty dróg w zaniedbanym pod tym względem rejonie wileńskim, zaludnionym w 52 proc. przez Polaków, z których miano sfinansować remont drogi prowadzącej do domu Narkiewicza. Oraz zatrudnienie 20 partyjnych kolegów na stanowiskach dyrektorskich np. w spółce Lietuvos paštas, czyli tamtejszej poczcie. Dodatkowe wątpliwości dotyczyły sfinansowania delegacji w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Narkiewicz pojechał do Abu Zabi na forum drogowe, ale nie pojawił się nawet na własnym wystąpieniu.
– Narkiewicz nie jest może najgorszym ministrem, bo cały rząd ma fatalne notowania, mając przeciw sobie kolejne grupy zawodowe (lekarzy, nauczycieli, środowiska akademickie, mundurówkę, transportowców itd.), ale to na nim skupia się krytyka i uwaga mediów. Od kilku tygodni nie ma dnia bez materiału na jego temat – mówi DGP Dominik Wilczewski, ekspert do spraw Litwy w Instytucie Europy Środkowej w Lublinie.
– Nie ma podstaw do dymisji ministra. Niektóre możliwe uchybienia są nieproporcjonalnie przedstawiane. Nieuczciwe media otrzymują ogromne pieniądze i eskalują ten temat w sposób sztuczny. To nie są praktyki godne państwa unijnego – bronił kolegę Tomaszewski na antenie rozgłośni Žinių radijas. Czy powodem ataków mogą być uprzedzenia na tle etnicznym? – To bardziej bicie w AWPL niż w Polaków, bo z racji ciągnących się za partią historii patrzy jej się na ręce dziesięć razy mocniej niż innym – komentuje Wilczewski.
Sprawa stała się na tyle głośna, że o odwołanie Narkiewicza zaapelował prezydent Gitanas Nausėda. – Jest wiele przykładów niekompetencji ministra. Jakich jeszcze dowodów potrzeba, żeby uznać, że nie powinien pełnić tej funkcji? Proszę nie myśleć, że prezydent w ten sposób walczy z koalicją. Panowie, to wy walczycie z elektoratem, a skutki tej walki będą znane za dziewięć miesięcy – powiedział Nausėda w ubiegłotygodniowej rozmowie z LRT Radijas, odwołując się do jesiennych wyborów parlamentarnych.
Dotychczas na dymisję Narkiewicza nie chciał się zgodzić ani Tomaszewski, ani Ramūnas Karbauskis, lider najsilniejszej partii koalicyjnej, Litewskiego Związku Rolników i Zielonych (LVŽS). – Dymisja oznaczałaby konieczność przyznania się do błędu przez „wodza” AWPL Waldemara Tomaszewskiego, a jak wiadomo, wódz błędów nie popełnia – komentuje Dominik Wilczewski. Ostateczną decyzję o losach ministra Narkiewicza miała podjąć już po zamknięciu tego wydania DGP rada koalicji, którą zwołano na wczorajszy wieczór. Zdaniem Wilczewskiego Tomaszewski mógłby się zgodzić na odejście Narkiewicza, gdyby sam mógł wejść do rządu. W skład koalicji obok LVŽS i AWPL-ZChR wchodzi też Socjaldemokratyczna Partia Pracy Litwy.
W mniejszym stopniu niż Narkiewicz jest też atakowana szefowa resortu spraw wewnętrznych Rita Tamašunienė, której zarzucano opieszałość w akcji gaszenia ogromnego pożaru na składowisku opon w Olicie. Pogarszające się notowania rządu nie pozostają bez wpływu na sondaże przed październikowymi wyborami. Paradoksalnie AWPL-ZChR może najmniej odczuć negatywne skutki afer, bo razem z Aliansem Rosjan pozostaje listą podstawowego wyboru dla Polaków i mniejszości rosyjskojęzycznych. – Głosowanie etniczne rządzi się innymi prawami – tłumaczył publicysta Aleksander Radczenko na antenie LRT Klasika.
Litewscy Polacy mogą się też pochwalić sukcesami. Dzięki wiceminister oświaty Jolancie Urbanowicz udało się przełożyć o rok ujednolicenie zasad oceniania egzaminu maturalnego z języka litewskiego dla uczniów szkół litewskich i mniejszościowych. Także w tym roku szkolnym ci drudzy będą mieli prawo do większej liczby błędów. W 2018 r. matury z języka urzędowego nie zdało 7,8 proc. uczniów ze szkół litewskich i aż 23,5 proc. uczniów z placówek mniejszości. Po wyrównaniu zasad te proporcje popsułyby się jeszcze bardziej. Paradoksalnie jednak Urbanowicz trafiła do rządu nie z rekomendacji AWPL-ZChR.©℗

>>> POLECAMY: Ukraińska gospodarka bierze kurs na Wschód?