Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej jest dla Wspólnoty sygnałem alarmowym - powiedziała kanclerz Niemiec Angela Merkel w opublikowanym w czwartek wywiadzie dla brytyjskiego dziennika "Financial Times".

Szefowa niemieckiego rządu przyznała, że system ponadnarodowych instytucji, takich jak Unia Europejska czy ONZ, które nazwała "lekcją wyciągniętą z drugiej wojny światowej i poprzednich dekad", znajduje się "pod coraz większą presją".

Uznała także, że prezydent USA Donald Trump ma rację, mówiąc, iż takie instytucje jak ONZ czy Światowa Organizacja Handlu (WHO) wymagają reformy. "Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Ale nie kwestionuję multilateralnej struktury świata" - podkreśliła.

Niemiecka kanclerz przekonuje, że odpowiedzią na kwestionowanie wielostronnego porządku świata nie powinno być zmniejszanie roli międzynarodowych instytucji, lecz jej zwiększanie. "Postrzegam Unię Europejską jako nasze ubezpieczenie na życie. Niemcy są zbyt małe, by samodzielnie wywierać wpływ geopolityczny, i dlatego musimy wykorzystać wszystkie zalety jednolitego rynku" - oświadczyła Merkel.

Mówiąc o brexicie jako sygnale alarmowym, Merkel wyjaśniła, że UE musi zareagować i stać się "atrakcyjna, innowacyjna, kreatywna, (by stać się) dobrym miejscem dla badań i edukacji". "Konkurencja może być wtedy bardzo produktywna" - podkreśliła.

Reklama

To dlatego - jak mówiła - UE musi kontynuować reformy, dokończyć tworzenie jednolitego rynku cyfrowego, dążyć do unii bankowej (planu scentralizowania nadzoru nad europejskimi bankami i zarządzania kryzysowego) oraz rozwijać unię rynków kapitałowych, aby zintegrować rozdrobnione rynki kapitałowe i dłużne Europy.

Jak przyznaje, Niemcy nadal "trochę się wahają" w sprawie unii bankowej, "ponieważ nasza zasada jest taka, że każdy musi dziś najpierw ograniczyć ryzyko w swoim kraju, zanim będziemy mogli je uwspólniać". A unia rynków kapitałowych może wymagać od państw członkowskich dążenia do ściślejszego dostosowania się w takich kwestiach jak prawo upadłościowe - podkreśliła.

Kanclerz odniosła się też do coraz bardziej widocznych rozbieżności między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi. Wyraziła przekonanie, że nie jest to jedynie efekt "słabej chemii" między nią a prezydentem USA Donaldem Trumpem, lecz efekt zmiany globalnego układu sił.

"Nastąpiła zmiana. Już (poprzedni) prezydent (USA Barack) Obama mówił o widzianym z perspektywy USA stuleciu azjatyckim. Oznacza to również, że Europa nie jest już, że tak powiem, w centrum wydarzeń na świecie. Skupienie Stanów Zjednoczonych na Europie maleje - tak będzie pod rządami każdego prezydenta (USA)" - powiedziała Merkel.

Jej zdaniem odpowiedzią na to powinno być zwiększenie odpowiedzialności przez UE za własne bezpieczeństwo. "My w Europie, zwłaszcza w Niemczech, musimy wziąć na siebie więcej odpowiedzialności" - dodała. Przyznała, że niemiecki plan zwiększenia wydatków na obronność do 2 proc. PKB dopiero na początku lat 30. XXI wieku jest niewystarczający w oczach krajów, które już osiągnęły ten cel. Zarazem zwróciła uwagę, że 40-procentowy wzrost wydatków od 2015 r. "jest z niemieckiej perspektywy ogromnym krokiem".

Merkel podkreśliła, że zwiększanie odpowiedzialności nie może oznaczać kwestionowania relacji transatlantyckich. "Stosunki transatlantyckie nadal mają dla mnie kluczowe znaczenie, szczególnie w odniesieniu do podstawowych kwestii dotyczących wartości i interesów na świecie" - mówiła. Jednak Europa powinna również rozwijać własny potencjał wojskowy - zaznaczyła. Poza głównym obszarem zainteresowania NATO mogą istnieć regiony, w których "Europa musi - w razie potrzeby - być przygotowana do zaangażowania się. Postrzegam Afrykę jako jeden z przykładów" - powiedziała.

>>> Polecamy: Europarlament przyjął rezolucję w sprawie praworządności w Polsce i na Węgrzech