Tylko od pedagogów zależy, czy uczniowie lub przedszkolaki wychodzą na zewnątrz, gdy normy zanieczyszczenia powietrza są przekroczone. Przepisy milczą na ten temat
W ubiegły piątek część rodziców z warszawskiej podstawówki nie kryła oburzenia, bo w ramach zajęć z wychowania fizycznego dzieci ćwiczyły na szkolnym boisku. W tym dniu Warszawski Indeks Powietrza (czyli wskaźnik zanieczyszczenia powietrza atmosferycznego) wskazywał poziom trzeci (z czterech możliwych). A to oznacza, że z powodu smogu lepiej ograniczyć aktywność na zewnątrz. Stężenia pyłów PM10 wynosiły w tym dniu 340 proc. normy.
– Okazuje się, że nie ma żadnych przepisów, które zakazywałyby pracownikom szkół i przedszkoli wychodzenia w takim dniu na dwór. Pozostaje nam tylko prosić, aby zwracano uwagę na tego typu informacje – mówi matka jednego z uczniów.

(Nie)wiarygodne pomiary

– Mam aplikację w telefonie i przed wyjściem z dziećmi na plac zabaw sprawdzam stężenie zanieczyszczenia. Jeśli norma jest znacznie przekroczona, zostają w sali – wskazuje nauczycielka z przedszkola w Warszawie. Przyznaje jednak, że nie wszyscy pedagodzy zwracają uwagę na alerty. – Niektórym wystarczy, że świeci słońce – dodaje.
Reklama
Szefowie placówek tłumaczą, że często nie ma wiarygodnych źródeł informacji, czy i o ile normy zanieczyszczenia powietrza zostały w danej części miasta przekroczone.
– W internecie odczytujemy stężenia niedozwolonych pyłów z innej dzielnicy, a przecież może się okazać, że bezpośrednio u nas ten pomiar może być całkiem inny – tłumaczy Izabela Leśniewska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 23 w Radomiu.
Dodaje, że w jej regionie te normy są przekraczane tylko nieznacznie, więc szkoła nie wprowadza ograniczeń dotyczących wychodzenia przez uczniów na dwór.

Uściślić przepisy

Rodzice, którzy obawiają się o zdrowie swoich dzieci, mogą tylko w niewielkim zakresie posiłkować się przepisami prawa. Zgodnie bowiem z par. 14 ust. 2 rozporządzenia ministra edukacji narodowej i sportu z 31 grudnia 2002 r. w sprawie bezpieczeństwa i higieny w publicznych i niepublicznych szkołach i placówkach (Dz.U. z 2003 r. poz. 69 ze zm.), jeśli pozwalają na to warunki atmosferyczne, umożliwia się uczniom przebywanie w czasie przerw w zajęciach na świeżym powietrzu.
– Nauczyciele przez „warunki atmosferyczne” rozumieją zwykle intensywny deszcz lub duży mróz. Nikt raczej nie interpretuje ich jako zanieczyszczenie powietrza – wyjaśnia Izabela Leśniewska.
Dyrektorzy szkół sugerują, że wystarczyłoby w wyżej przywołanym rozporządzeniu dookreślić, że nie są wskazane intensywne ćwiczenia fizyczne na boisku, jeśli stężenie pyłów PM10 przekracza określony poziom.

MEN: decyduje statut

Resort edukacji narodowej nie widzi jednak takiej potrzeby. Argumentuje, że nie chce wnikać w autonomie dyrektorów placówek oświatowych.
– Zgodnie z ustawą – Prawo oświatowe (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 114 ze zm.) dyrektor szkoły lub placówki wykonuje zadania związane z zapewnieniem bezpieczeństwa uczniom i nauczycielom w czasie zajęć organizowanych przez szkołę lub placówkę. W tę działalność mogą ingerować m.in. rada rodziców i organ prowadzący – mówi Anna Ostrowska, rzecznik prasowy MEN.
Tłumaczy, że podstawowym dokumentem, który reguluje w przedszkolu te kwestie, jest statut placówki. – Mogą w nim być zawarte szczegółowe zasady dotyczące warunków atmosferycznych, w jakich uczniom umożliwia się przebywanie w czasie przerw w zajęciach na świeżym powietrzu – podkreśla Ostrowska.
Problem w tym, że takich regulacji próżno szukać w tych dokumentach.
Podobne stanowisko jak MEN prezentują organy prowadzące szkoły i przedszkola.
– Ta kwestia nie została u nas uregulowana w formie prawnej. Informacje o jakości powietrza w mieście, aktualizowane co godzinę, są dostępne na stronie internetowej Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska oraz w aplikacjach na urządzenia mobilne. Na ich podstawie nauczyciel, jako opiekun dzieci, podejmuje decyzję, czy grupa powinna przebywać poza budynkiem – twierdzi Grzegorz Jędrek z urzędu miasta w Lublinie.

Wystarczy rozsądek

Prawnicy przyznają, że par. 14 ust. 2 rozporządzenia o bhp jest ogólny, ale nie jest to jego wadą. Nie zawsze bowiem dokładne, kazuistyczne przepisy są lepsze od ogólnych sformułowań.
– W takich przypadkach należy posługiwać się nie tylko własnym doświadczeniem, ale też powszechną wiedzą, taką jak ta dotycząca zagrożenia smogiem – uważa Robert Kamionkowski, radca prawny, ekspert ds. oświaty z kancelarii Peter Nielsen & Partners Law Office.
Dodaje, że wprowadzanie do regulacji prawnych szczegółowych zasad, kiedy dzieci mogą, a kiedy nie mogą wychodzić na zewnątrz, byłoby trudne, bo polskie normy odbiegają od światowych (są wyższe).
– Kierujmy się rozsądkiem. Jeśli normy są przekroczone, należy uznać, że warunki atmosferyczne nie pozwalają na przebywanie dzieci na świeżym powietrzu. Bo też i powietrze w tym wypadku nie jest „świeże”. Nieważne, czy przyjmiemy normy wyższe czy niższe – podsumowuje ekspert. ©℗

>>> Czytaj także: Mało testów i pracy domowej. Oto fiński przepis na najlepszy system edukacji na świecie