34-letni mężczyzna, który miał umieszczać fałszywe informacje na Facebooku, został zatrzymany w miasteczku Bangi pod stołecznym Kuala Lumpur. Grozi mu za to do 50 tys. ringgitów (47,5 tys. zł) grzywny lub do roku więzienia. Miejscowa policja poszukuje trzech kolejnych osób, które rozpowszechniały niepotwierdzone informacje.

Służby ostrzegły, że w niektórych przypadkach, gdy rozpowszechniane wiadomości mają na celu wywołanie paniki, sprawcy mogą trafić do więzienia nawet na dwa lata. "Tak stanowcze działania są podejmowane, by upewnić się, że nieodpowiedzialne osoby nie rozpowszechniają fałszywych informacji na temat wirusa. Mogłoby to doprowadzić do zakłócenia porządku publicznego" – napisały we wspólnym oświadczeniu policja i malezyjska komisja ds. komunikacji i multimediów MCMC.

Wskazano, że większość takich materiałów rozprzestrzenia się w mediach społecznościowych i przez mobilne komunikatory internetowe. Jednocześnie wezwano ich użytkowników do sprawdzania każdej informacji, którą przekazują dalej. Policja i MCMC podkreśliły, że podchodzą do sprawy bardzo poważnie i nie będą tolerowały wywoływania strachu ani paniki wśród społeczeństwa i szkodzenia w ten sposób stabilności państwa.

W ostatnich dniach w sieci rozpowszechniano informacje, jakoby wirus miał się rozprzestrzenić na cztery kolejne malezyjskie stany. W rzeczywistości do środy wykryto siedem przypadków zakażenia w dwóch stanach; wszystkie dotyczą obywateli Chin.

Reklama

Malezyjskie ministerstwo zdrowia zaprzeczyło też nieprawdziwym doniesieniom o śmierci więźnia, który miał umrzeć od wirusa po zjedzeniu mandarynki, o apartamentowcu, który miał zostać poddany kwarantannie i o tym, że koronawirus został rzekomo stworzony w laboratorium wraz ze szczepionką. W poniedziałek resort zapowiedział publikację listy, na której ma demaskować fałszywe wiadomości na temat epidemii.

Z Kuala Lumpur Tomasz Augustyniak (PAP)