Zapewne informacja, że zapasy węgla w elektrowniach i kopalniach sięgają 14, 5 mln ton nie przemawia do wszystkich naszych Czytelników. Spróbujmy więc uruchomić wyobraźnię: gdyby zebrać zwały węgla z kopalń i energetyki w Warszawie i uformować stożek, to nie tylko zakryłyby Pałac Kultury, ale jeszcze starczyłoby „czarnego złota” na zasłonięcie trzech pobliskich wieżowców. A gdyby nasze zwały wysłać do Paryża i wysypać na wieżę Eiffla, to może ledwo wystawałaby iglica. W 2018 rekordowe wówczas zwały sięgały "tylko" 13 mln ton.

Import? Owszem, ale nie węgla

Skąd się wzięły tak olbrzymie zapasy węgla? Górnicze związki narzekają na import „wrażego” rosyjskiego surowca, ale o wiele większe znaczenie miał import prądu. W zeszłym roku do Polski napłynęło 10 TWh prądu czyli 6,5 proc. krajowego zużycia. Hurtowe ceny prądu na Zachodzie (na Litwie zresztą też) są niższe niż w naszym kraju, więc energia wlewa się szeroką strugą. Ponad 10 TWh prądu od sąsiadów zbiegło się ze spadkiem zużycia węgla kamiennego o ok. 3 mln ton.

Drugi powód to rosnący szybko udział odnawialnej –mamy już ponad 1 GW w fotowoltaice, jej udział bardzo szybko rośnie. To oznacza, że ok. 0,5 miliona ton węgla nie ma gdzie spalić. Kolejny cios w górnictwo to łagodna zima (o ile to co się dzieje, godzi się jeszcze nazwać zimą). Popyt na prąd i ciepło w listopadzie, grudniu i styczniu jest niski. Mniej zatem – choć trudno powiedzieć o ile – sprzedaje się też grubego węgla do gospodarstw domowych, szkół czy szpitali. To także ma duże znaczenie, bo na tym surowcu zarabia się najlepiej.

Reklama

Energetyka nie jest w stanie odebrać nawet minimalnych zapisanych w kontraktach z PGG ilości węgla. Górnicze związki zwalają wszystko na import węgla, ale to odwracanie uwagi od prawdziwej przyczyny. Szczegółowych danych o imporcie węgla za 2019 r. jeszcze nie udostępniono, ale wiadomo, że jest znacznie mniejszy niż w rekordowym roku 2018. Wtedy sięgnął prawie 20 mln ton, w 2019 r. to ok. 14 mln. Miałów energetycznych spoza Polski elektrownie spaliły w 2018 r. ok. 2 mln ton. Nie przeszkodziło to Polskiej Grupie Górniczej mieć w 2018 r. rekordowe 493 mln zł zysku, osiągniętego dzięki rekordowo wysokim cenom węgla. Za 2019 r. ten zysk wyniesie ok 100 mln zł, o ile PGG nie utworzy jakichś rezerw. Najgorsza sytuacja jest w kopalniach Tauronu.

Centralny magazyn niechcianego węgla

Powtarza się historia z lat 2014-2015 r. Wtedy było jasne, że bez głębokiej restrukturyzacji się nie obejdzie. W 2016 r. rząd zamknął kilka kopalń, dwie śląskie spółki - Kompanię Węglową i Katowicki Holding Węglowy - połączono w jedną Polską Grupę Górniczą, banki musiały się zgodzić na ścięcie i wydłużenie spłaty sięgającego 2 mld zł długu. Spółki energetyczne wpompowały w PGG 2 mld zł świeżego kapitału. Prezesi spółek energetycznych traktują pytanie czy ich spółki dostaną go z powrotem, nie mówiąc już o obiecanej 16 proc. stopie zwrotu jak towarzyski nietakt.

Co się będzie działo dalej? Czy kopalnie utrzymają płynność finansową? Co się wydarzy po wyborach prezydenckich w maju? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl

>>> Polecamy: Kopalnia Piekary kończy wydobycie węgla. Nikt nie straci pracy