K. ma zapłacić także 42 tys. zł grzywny i naprawić szkody wyrządzone swoim byłym klientom. Wyrok jest nieprawomocny.

Jak ustalono w śledztwie, Jarosław K. od sierpnia 2012 roku do września 2016 roku bez zezwolenia prowadził w Krakowie nielegalną działalność "parabankową". Gromadził środki pieniężne innych osób, zawierając z nimi umowy inwestycyjne pod pozorem obciążania tych środków ryzykiem na rynku Forex, co w rzeczywistości nie miało miejsca.

Proponowane umowy charakteryzowały się wysokimi miesięcznymi odsetkami, dochodzącymi do 11 proc. Odsetki były pokrywane z bieżących wpłat kolejnych osób, w momencie zatrzymania dopływu osób i gotówki, proceder załamał się.

Ludzie wpłacali Jarosławowi K. od kilku tysięcy złotych do nawet 2,5 mln zł. Część klientów otrzymywała od niego obiecane pieniądze, niektórzy tylko część należnych im kwot, ale byli i tacy, którzy stracili wszystko. Umowy były zawierane na trzy miesiące, a potem ponawiane. Część pokrzywdzonych dokładnie wiedziało, jakie kwoty wpłacili, jakie się im należały i ile otrzymały, a część nie znała tych szczegółów.

Reklama

Sędzia Ewa Szymańska, uzasadniając wyrok podkreśliła, że wina oskarżonego, jeśli chodzi o oszustwo nie budzi wątpliwości, a społeczna szkodliwość tego, co zrobił jest bardzo duża, bo naraził rzesze osób na utratę pieniędzy i zdawał sobie sprawę z tego, co robił.

"Sąd nie ma żadnych wątpliwości, co do tego, że oskarżony swoim zachowaniem zrealizował szereg przestępstw oszustwa" – mówiła sędzia Szymańska. Podkreśliła, że umowy, które Jarosław K. zawierał ze swoimi klientami, miały charakter inwestycyjny, co oznacza, że mieli się oni prawo spodziewać zysków z powierzonych mu pieniędzy, a szkodą, jaką im wyrządzono, jest nie tylko utrata wpłaconego kapitału, ale też odsetek, których nie otrzymali.

Sąd przeanalizował umowy zawarte przez Jarosława K. i posiłkował się opinią biegłych księgowych.

"Sąd nie ma żadnej wątpliwości, że oskarżony od samego początku istnienia tej machiny działał z zamiarem pokrzywdzenia innych osób, a to dlatego, że nie poczynił żadnych kroków, aby zrealizować to co pokrzywdzonym obiecał, czyli że będzie inwestował pobierane od nich środki" - mówiła sędzia Szymańska.

"To jest klasyczny przykład piramidy finansowej, ponieważ działanie oskarżonego opierało się tylko i wyłącznie na pobieraniu środków od pokrzywdzonych i na wypłacaniu z pieniędzy od kolejnych osób wciąganych do tego procederu odsetek tym, którzy w tym procederze już byli. Inwestycji nie było żadnych, choć oskarżony taką wizję przed pokrzywdzonymi roztaczał" - podkreśliła sędzia. Dodała, że Jarosław K. nie inwestując ani złotówki musiał zdawać sobie sprawę, że nie ma pieniędzy na wywiązanie się z umów. "Póki klienci byli, jakoś wszystko się toczyło. Ale od samego początku było wiadomo, że machina runie" – powiedziała sędzia.

Według sądu, gdyby zainteresowani wiedzieli, że oskarżony nie inwestuje, że stworzył piramidę finansową nie podjęliby ryzyka i nie przekazaliby mu pieniędzy.

Zdaniem pokrzywdzonych wyrok jest zbyt niski. Jak mówili w czwartek dziennikarzom najgorsze jest to, że w zasadzie nie mają szans na odzyskanie straconych pieniędzy. Starali się ustalić, gdzie one trafiły. Mogą dochodzić swoich pieniędzy – jak wskazał sąd - w postępowaniach cywilnych.

Obrona rozważa złożenie apelacji od wyroku.

K. przyznał się podczas procesu jedynie do prowadzenia bez zezwoleń i uprawnień działalności parabankowej i do sfałszowania potwierdzenia wypłaty z konta, ale nie do oszustwa. Twierdził, że jego działalność miała skompensować klientom to, że w innych bankach czy instytucjach finansowych, nie otrzymywali takich zysków, jakie mogliby mieć.

Sąd zdecydował o przedłużeniu aresztu wobec oskarżonego, a na poczet orzeczonej kary zaliczył 2,5 roku dotychczasowego pobytu K. w areszcie.

>>> Czytaj też: Koniec brexitowej sagi. Jest skok funta, ale co dalej?