Nowe stacje pomiarowe poziomu wód gruntowych mają kosztować około 24 tys. euro rocznie i mają zacząć funkcjonować najpóźniej od kwietnia br. Po posiedzeniu gabinetu nie podano szczegółów innych planowanych pomiarów. Minister środowiska Richard Brabec podkreślił, że monitoring będzie finansowany przez państwo.

„Poinformowałem rząd, co robimy w interesie kilkudziesięciu tysięcy czeskich obywateli, którzy mieszkają przy granicy i którym zagraża możliwa utrata wody, tak gruntowej, jak naziemnej” - powiedział. Podkreślił, że zebrane informacje mają określić ryzyko pogorszenia się sytuacji w okolicach kopalni. „W sytuacji ewentualnych postępowań, musimy mieć absolutnie poważne informacje, ponieważ Polska stwierdziła, że jeżeli zostaną zakłócone dostawy wody, to będzie je wyrównywać. Pozostaje pytanie, w jaki sposób - czy finansowo, czy poprzez dostawy wody z innych źródeł” – powiedział Brabec.

Minister zwrócił uwagę, że stroną prawną czeskiego sprzeciwu wobec rozszerzenia wydobycia w kopalni Turów zajmują się władze kraju (województwa) libereckiego, które zapowiedziały odwołanie od decyzji polskich urzędów. Złożona została już skarga do Komisji Europejskiej, w której wskazano na naruszenia w transgranicznym postępowaniu w ocenie oddziaływania na środowisko.

Kopalnia węgla brunatnego Turów pracuje głównie na potrzeby pobliskiej elektrowni, pokrywającej około 8 proc. zapotrzebowania na energię w Polsce. Polska Grupa Energetyczna, do której należy i elektrownia, i kopalnia, planuje eksploatację złoża do 2044 roku.

Reklama

Z Pragi Piotr Górecki (PAP)