Zgodnie z deklaracjami związkowców, strajk zorganizowano we wszystkich kopalniach spółki. Przedstawiciele PGG nie podali jak dotąd, jaki jest faktyczny zasięg i skala akcji. W poniedziałkowym stanowisku spółka wyraziła nadzieję, że "akcja strajkowa będzie prowadzona odpowiedzialnie". Związkowcy deklarują, że nie będą utrudniać pracy tym, którzy nie chcą brać udziału w strajku.

"Dotychczas w sporze płacowym strona społeczna dbała o zakład pracy, rozumiała, że jest to funkcjonalny organizm, który przynosi dochody, a podejście związkowców w tym zakresie było racjonalne" - wskazał zarząd spółki.

Wcześniej prezes Grupy Tomasz Rogala oceniał, że dwugodzinny strajk raczej nie przyniesie znaczących strat, zaś przedstawiciele związków podkreślali, że chodzi nie o to, by protest był dotkliwy, ale o pokazanie determinacji i skłonienie zarządu oraz strony rządowej do konkretnych działań.

Związkowcy domagają się 12-procentowej podwyżki wynagrodzeń, a także rozwiązania narastających problemów branży górniczej związanych m.in. z nieodbieraniem zakontraktowanego węgla przez energetykę i wysokim importem tego surowca, co - jak argumentują - pogarsza sytuację finansową PGG oraz może grozić likwidacją kolejnych kopalń. M.in. związki nie chcą się zgodzić, by już w tym roku zakończył eksploatację węgla ruch Pokój - jedna z trzech części kopalni Ruda w Rudzie Śląskiej.

Reklama

"Polska Grupa Górnicza podkreśla, że jej stanowisko od początku jest konsekwentne: przy podziale pieniędzy między pracowników spółki PGG musi posługiwać się wyłącznie takimi środkami, które zostały wypracowane w spółce (...). PGG jest otwarta na kontynuowanie rozmów o podwyżkach i gotowa przekazać dodatkowe pieniądze na wynagrodzenia wtedy, gdy takie środki pojawią się" - podała Grupa w oświadczeniu.

O rozpoczęciu strajku ostrzegawczego związkowcy poinformowali podczas porannego briefingu prasowego przed ruchem Halemba - to również część kopalni Ruda. Jak powiedział wiceszef Solidarności w PGG Artur Braszkiewicz, tylko w ruchu Halemba na pierwszej zmianie na dół może nie zjechać około tysiąca górników. Zastrzegł, że związkowcy nie będą zatrzymywać tych, którzy będą chcieli podjąć pracę.

"Załogi są nastawione bojowo, wiedzą co jest grane, o co gramy i oczekują, że ten problem się rozwiąże, bo w naszej firmie, w PGG zarabia się najmniej spośród górniczych spółek" - powiedział Braszkiewicz.

Według informacji związkowców strajk w kopalniach rozpoczął się na pierwszej zmianie - w części kopalń około godz. 5.45, w innych o 6.00, w pozostałych rozpoczyna się o 6.30. Wszędzie potrwa dwie godziny. W tym czasie pod ziemię mają zjeżdżać jedynie pracownicy odpowiedzialni za bezpieczeństwo i utrzymanie ruchu kopalń. Pozostali po wejściu na teren zakładu przez dwie godziny mają przebywać na powierzchni, głównie w cechowni.

Prezes PGG Tomasz Rogala, pytany w ubiegły czwartek o potencjalne straty spowodowane dwugodzinnym strajkiem, ocenił, że nie będą one znaczące, a zależy to od przebiegu protestu. "Ufamy, że będzie on na tyle będzie sprawnie przeprowadzony, że nic wielkiego w zakresie strat nie powinno się wydarzyć. Tym bardziej, że pomimo sporu, który trwa pomiędzy nami a stroną społeczną, strona społeczna zachowuje się fair i zawsze dba o to - zarówno pracownicy, jak i związki zawodowe - żeby zakład, jako funkcjonalny organizm, który przynosi dochody - trwał" - skomentował prezes.

"Do tej pory - trzeba to oddać - podejście postępowanie strony społecznej jest bardzo rozsądne i racjonalne" - podsumował Rogala, deklarując chęć dalszego dialogu ze związkami i powrót do rozmów płacowych w połowie roku, kiedy znane będą wyniki spółki za pierwsze półrocze. Firma zapewnia, że jeżeli wypracowany zostanie zysk, to możliwy będzie także wzrost wynagrodzeń.

Związkowcy z PGG tłumaczą, że dwugodzinna zwłoka w rozpoczęciu pracy ma być ostrzeżeniem. Strajk ostrzegawczy to jedocześnie pierwszy punkt harmonogramu działań protestacyjnych, przygotowanego przez działający w PGG sztab protestacyjno-strajkowy 13 central związkowych. Kolejne punkty to zaplanowane na 25 lutego referendum w sprawie właściwego strajku oraz 28 lutego - górnicza manifestacja w Warszawie.

Od końca listopada ub. roku w PGG trwa spór zbiorowy dotyczący podwyżek płac. Rozmowy z udziałem mediatora zakończyły się podpisaniem protokołu rozbieżności. Strona związkowa postuluje 12-proc. wzrost wynagrodzeń, sygnalizując jednocześnie gotowość do kompromisu w tej sprawie. Związkowcy zwracają też uwagę na trudną sytuację na rynku węgla energetycznego. Chodzi o wysokie zwały nieodebranego przez spółki energetyczne surowca, co - w ocenie strony związkowej - jest spowodowane m.in nadmiernym importem węgla, głównie z Rosji.

W miniony czwartek prezes PGG Tomasz Rogala ocenił, że obecny problem wysokich zwałów surowca nieodebranego przez energetykę (przy kopalniach PGG leży obecnie ok. 2,8 mln ton węgla) w ciągu kilku miesięcy powinien zostać rozładowany. Prezes zapewnił, że bieżące odbiory węgla są realizowane zgodnie z planem, zaś wielkość zwałów już nie rośnie. Spółka zapewnia, że chce "podzielić się" z pracownikami wypracowanym zyskiem, może jednak poruszać się jedynie w ramach tego, co wypracuje. Stąd propozycja powrotu do rozmów o wzroście płac w lipcu, gdy znane będą wyniki spółki w pierwszym półroczu br.

Przedstawiciele PGG przypominają, że w minionych latach firma przeznaczyła na świadczenia dla pracowników ponad 1,1 mld zł więcej niż planowano, a w miniony piątek wypłaciła blisko 42-tys. załodze rekordowo wysoką nagrodę roczną - tzw. czternastą pensję - za ubiegły rok. Wraz z kosztami pracodawcy świadczenie to - znacząco wyższe niż przed rokiem - kosztowało firmę 389 mln zł.

Wydobywająca blisko 30 mln ton węgla kamiennego rocznie Polska Grupa Górnicza jest największym producentem tego surowca w Unii Europejskiej. Zatrudnia blisko 42 tys. osób w ośmiu kopalniach. Większość z nich to kopalnie zespolone, złożone z kilku samodzielnych wcześniej zakładów - dziś są to tzw. ruchy większych kopalń.

Strajkujący w PGG górnicy: jesteśmy zbulwersowani naszymi wypłatami

„Z tego, co wiem, wszyscy przystępują do strajku, żeby poprawić swoje zarobki. Pensje nie są jakieś powalające – ok. 3 tys. zł na rękę to nie jest wcale kwota” - mówił dziennikarzom górnik-ślusarz z ponadośmioletnim stażem na kopalni. „Tacy w ścianie dostają może trochę więcej, ale na takich oddziałach, jak mój – tyle jest na serio” - zapewnił.

Jak podkreślił, niezadowolenie wśród załóg jest duże. „Ludzie są zbulwersowani naszymi wypłatami” – zaakcentował. Niektórzy inni pracownicy, szczególnie młodsi, przyznawali jednak, że choć dotykają ich niewysokie płace, woleliby jak najszybciej zjechać, wykonać i skończyć pracę.

„Ja jestem za tym, żeby zjechać i robić. Wcześniej podpisałem kartkę ws. strajku, bo wszyscy podpisywali, ale ja tam wolę robić swoje. A dzisiaj do końca jeszcze nie wiem, zobaczę, jak inni. Wiadomo, zarobki są średnie” - powiedział PAP jeden z górników zmierzających do kopalnianej bramy.

„Ja normalnie zjeżdżam. Po prostu nie chcę się w to bawić, chcę jak najszybciej skończyć, wyjechać” - zadeklarował inny. „Będę strajkował. Dlaczego? Bo tak. Przez te płace” - odparł kolejny.

„Załogi są nastawione bojowo. Wiedzą, co jest grane, o co gramy i oczekują, że ten problem się rozwiąże, bo w naszej firmie, w PGG, zarabia się najmniej spośród górniczych spółek w Polsce" – powiedział na briefingu przed rozpoczęciem protestu wiceszef Solidarności w PGG i lider związku w ruchu Halemba Artur Braszkiewicz.

Jak oszacował, w Halembie w proteście mogło wziąć udział około tysiąca pracowników. Po podpisaniu listy strajkowej, mieli oni spędzić pierwsze dwie godziny zmiany w kopalnianej cechowni na spotkaniu informacyjnym ze związkami – za ten czas nie dostając wynagrodzenia. Związkowcy akcentowali, że nie będą blokowali tych, którzy będą chcieli podjąć pracę. "Niech zjeżdżają - i tyle" - skomentował Braszkiewicz.

Zgodnie z deklaracjami działającego w PGG sztabu protestacyjno-strajkowego utworzonego przez 13 central związkowych, strajk zorganizowano we wszystkich kopalniach spółki. Przedstawiciele PGG nie informowali rano o faktycznym zasięgu i skali akcji. W poniedziałkowym stanowisku spółka wyraziła nadzieję, że "akcja strajkowa będzie prowadzona odpowiedzialnie".

Wcześniej prezes Grupy Tomasz Rogala ocenił, że dwugodzinny strajk raczej nie przyniesie znaczących strat, a przedstawiciele związków podkreślali, że chodzi nie o to, by protest był dotkliwy, ale o pokazanie determinacji i skłonienie zarządu oraz strony rządowej do konkretnych działań.

„Trudno to wycenić, ale myślę, że ta strata będzie niezbyt duża. Biorąc pod uwagę to, co jest na zwałach, to nie będzie wielka strata. Jesteśmy odpowiedzialnymi związkowcami, bierzemy sprawę odpowiedzialnie” - deklarował w poniedziałek wiceszef Solidarności w PGG.

Od końca listopada ub. roku w PGG trwa spór zbiorowy dotyczący podwyżek płac. Rozmowy z udziałem mediatora zakończyły się podpisaniem protokołu rozbieżności. Strona związkowa postuluje 12-proc. wzrost wynagrodzeń od 2020 r., sygnalizując jednocześnie gotowość do kompromisu w tej sprawie.

Związkowcy domagają się 12-procentowej podwyżki wynagrodzeń, a także rozwiązania narastających problemów branży związanych m.in. z nieodbieraniem zakontraktowanego węgla przez energetykę i wysokim importem tego surowca. To - jak argumentują - pogarsza sytuację finansową PGG i może grozić likwidacją kolejnych kopalń. Związki np. nie chcą się zgodzić, aby w tym roku zakończył eksploatację węgla ruch Pokój - inna z trzech części kopalni Ruda.

W miniony czwartek prezes PGG Tomasz Rogala ocenił, że obecny problem wysokich zwałów surowca nieodebranego przez energetykę (przy kopalniach PGG leży obecnie ok. 2,8 mln ton węgla) w ciągu kilku miesięcy powinien zostać rozładowany. Prezes zapewnił, że bieżące odbiory węgla są realizowane zgodnie z planem, zaś wielkość zwałów nie rośnie.

Spółka zapewnia, że chce "podzielić się" z pracownikami wypracowanym zyskiem, może jednak poruszać się jedynie w ramach tego, co wypracuje. Stąd propozycja powrotu do rozmów o wzroście płac w lipcu, gdy znane będą wyniki za pierwsze półrocze br.

„Do lipca to troszkę za dużo czasu, żeby siedzieć cicho, dlatego rozpoczynamy strajk ostrzegawczy. Później, 25 lutego, przeprowadzamy referendum ws. właściwego strajku, a 28 lutego jesteśmy na manifestacji w Warszawie” - przypomniał w poniedziałek Braszkiewicz.

„Protestujemy zawsze pokojowo, ale jeżeli nie udaje się osiągnąć kompromisu przy stole, pozostaje nam walka wraz z naszymi załogami na ulicach. Po prostu do tej pory niestety porozumienie nie zostało osiągnięte – pomimo naszej dobrej woli” - ocenił. Zapewnił jednocześnie, że akcja związków nie wiąże się np. z trwającą kampanią prezydencką. „Proszę zauważyć, że skierowaliśmy nasze postulaty do zarządu PGG już w sierpniu ub. roku. Idziemy po swoje po prostu – przyszedł na to czas” - ocenił wiceprzewodniczący Solidarności w PGG.

>>> Czytaj też: Ekologiczny samochód to zysk dla środowiska, ale zmartwienie dla portfela