Miliarder Michael Bloomberg próbuję "kupić prezydenturę", wydając setki milionów dolarów na telewizyjne reklamy - powiedział w niedzielę senator Bernie Sanders o swoim rywalu w walce o nominację Partii Demokratycznej w listopadowych wyborach prezydenckich w USA.

"Cóż, mam wiadomość dla Bloomberga: Amerykanie mają dość miliarderów kupujących wybory" - oświadczył Sanders, senator ze stanu Vermont, na wiecu wyborczym w Nevadzie.

Głoszący socjalistyczne poglądy Sanders w ostatnich dniach nasilił krytykę byłego burmistrza Nowego Jorku. Jego zdaniem nie jest on w stanie wykrzesać wśród sympatyków Partii Demokratycznej entuzjazmu potrzebnego do pokonania ubiegającego się o reelekcję Donalda Trumpa.

Bloomberg, którego majątek szacuje się na ponad 60 mld dolarów, na kampanię wyborczą wydał dotychczas ok. 400 mln USD - podaje portal ABC News. Same jego styczniowe telewizyjne spoty wyborcze pochłonęły ok. 200 mln USD.

Przynosi to efekty w ogólnokrajowych sondażach. W wielu z nich Bloomberg plasuje się już na trzecim miejscu wśród Demokratów, za Sandersem oraz byłym wiceprezydentem USA Joe Bidenem.

Reklama

Finansowanie kampanii z własnych środków spowodowało, że Bloomberg nie uczestniczył w dotychczasowych telewizyjnych debatach Demokratów. Ich reguły jednak zmieniono i miliarder prawdopodobnie wystąpi w środowej debacie w Las Vegas, co budzi oburzenie Sandersa.

Jak wskazuje agencja AP, oprócz Sandersa, również inni pretendenci do nominacji Demokratów - Biden, senator ze stanu Minnesota Amy Klobuchar, senator z Massachusetts Elizabeth Warren i były burmistrz miasta South Bend, Pete Buttigieg - wszyscy oskarżają Bloomberga o "kupowanie drogi do prezydentury".

Po prawyborach w Iowa i New Hampshire w wyścigu o prezydencką nominację Demokratów prowadzi Buttigieg, a tuż za nim znajduje się Sanders.

Bloomberg w swojej kampanii koncentruje się na tzw. Superwtorku, który przypada 3 marca. W ten dzień prawybory odbędą się w kilkunastu stanach.

W prezydenckich wyborach Amerykanie głosować będą 3 listopada.

>>> Czytaj też: Salvini: albo UE się zmieni, albo nie ma sensu, by dalej istniała