Wznosząc okrzyki "chcemy państwa cywilnego, nie wojskowego" demonstranci domagali się autentycznej i trwałej zmiany, położenia kresu naznaczonemu korupcją systemowi rządów w kraju.

Algieria pogrążyła się w kryzysie politycznym w lutym 2019 roku, gdy wybuchły masowe protesty przeciwko kandydowaniu wieloletniego prezydenta kraju Abdelaziza Butefliki po raz piąty w przewidzianych na lipiec wyborach.

Pod naciskiem demonstrujących Buteflika ustąpił z urzędu 2 kwietnia. Wybory jego następcy miały odbyć się 4 lipca, jednak na początku czerwca Algierska Rada Konstytucyjna uznała zorganizowanie wyborów w zaplanowanym terminie za niemożliwe.Protestujący domagali się reformy prawa wyborczego, odsunięcia od władzy sojuszników zdymisjonowanego prezydenta i zmniejszenia roli armii w życiu politycznym.

Władze usiłowały doprowadzić do zakończenia protestów i stosowały wobec demonstrantów metodę "kija i marchewki". Sojuszników Butefliki aresztowano pod zarzutem korupcji, jednocześnie zwiększając nadzór policji nad protestami.

Reklama

Demonstranci uznali, że aresztowania nie są wystarczające, i domagali się odsunięcia od władzy rządzącej elity, likwidacji starego i nieprzejrzystego ich zdaniem systemu politycznego, który skupia się wokół rządzącej partii Front Wyzwolenia Narodowego (FLN), armii, biznesu i weteranów wojny o niepodległość z lat 1954-1962; nie chcieli, by ludzie związani z dotychczasowym systemem, często skorumpowani, brali udział w transformacji politycznej po odejściu Butefliki, i domagali się radykalnych zmian politycznych.

W przeprowadzonych w grudniu wyborach o fotel prezydenta ubiegało się pięciu kandydatów: byli premierzy Tebbune i Ali Benflis, były minister kultury Azzedine Mihubi, były minister turystyki Abdelkader Bengrina i przywódca partii Front Przyszłości (FM) Abdelaziz Belaid.

Protestujący uważają, że wszyscy oni należą do politycznego establishmentu, którego patronem był Buteflika. Ich apele o zbojkotowanie wyborów prezydenckich okazały się skuteczne, gdyż według oficjalnych danych w głosowaniu wzięło udział tylko niecałe 40 proc. uprawnionych.

Nowym prezydentem został wybrany były premier Abdelmadżid Tebbune. Objął stanowisko, jak piszą agencje, w wyniku wyborów o najmniejszej frekwencji w historii Algierii. Powołany przez niego rząd, w którym on sam pełni funkcję ministra obrony narodowej, nie ma społecznej legitymacji.

Nowy prezydent zapowiedział "zreformowanie Konstytucji" i "podjęcie energicznych kroków" w celu złagodzenia protestów.Obiecał też zwolnienie więźniów politycznych.Osiemdziesięciu spośród nich wyszło już na wolność.

Według najnowszego komunikatu Amnesty International, algierskie siły bezpieczeństwa zamykają dostęp do placów i skwerów na których mogliby się gromadzić demonstranci.

Mimo to protesty uliczne nadal odbywaja się w każdy wtorek i każdy piątek. Ich uczestnicy demonstrują pod hasłami "chcemy rządów cywilnych, a nie wojskowych" i "uwolnić więźniów sumienia".Liczba ich uczestników, jak pisze Reuters, od dnia wyborów prezydenckich zaczęła się zmniejszać.

Ruch protestacyjny Hirak, który obchodził w piątek swą pierwszą rocznicę, zapowiedział, że demonstracje będą kontynuowane "dopóki nie doprowadzą do autentycznej zmiany".

>>> Czytaj też: Dekarbonizacja po niemiecku. Rozrastają się kopalnie, do likwidacji wsie i osiedla