W lutym 2020 r. wskaźnik PMI dla polskiego przemysłu wyniósł 48,2 punkty – podał Markit Economics. To lepiej niż w styczniu br. (47,4), ale menedżerowie od 16. miesięcy sygnalizują słabą koniunkturę w tym sektorze gospodarki, spadki produkcji i nowych zamówień.

Mamy ciekawą sytuację. Koronawirus szaleje na rynkach finansowych i w korektach prognoz gospodarczych na 2020 r. Jednocześnie we wskaźnikach PMI dla polskiego przemysłu, ale także dla przemysłu krajów strefy euro koronawirusa nie widać. Co prawda, tak w Polsce, jak w strefie euro, w tym w Niemczech, PMI znajduje się ciągle poniżej 50 punktów, ale w stosunku do danych dla stycznia wskaźnik ten wzrósł: w Polsce z 47,4 do 48,2, w strefie euro z 47,0 do 49,1, w tym w Niemczech z 45,3 do 48,0. Epidemia koronawirusa nie pogorszyła zatem nastrojów w przemyśle krajów UE.

>>> Czytaj też: Niemcy opleceni gazociągiem Kremla. Cele klimatyczne Berlina mogą zależeć od Moskwy

Należy jednak brać pod uwagę, że to oczywiście dopiero początek. Lutowa nieznaczna poprawa wskaźników PMI może okazać się jedyną przed silniejszym osłabieniem koniunktury w przemyśle europejskim, w tym polskim w kolejnych miesiącach. Wskazuje na to z jednej strony bardzo silne osłabienie w przemyśle w Chinach, gdzie PMI spadł z poziomu 51,1 w styczniu do 40,3 w lutym. A z drugiej strony wyraźne sygnały płynące z przemysłu krajów strefy euro, a także z przemysłu polskiego o już dostrzeganych zaburzeniach w łańcuchu dostaw i obawach dotyczących pogłębiania się tych zaburzeń. Warto przypomnieć, że Chiny to drugi dostawca towarów do Polski z 12,4 proc. udziałem w naszym imporcie (ponad 29 mld euro; 2019 r.). To także duży dostawca towarów na rynek niemiecki, skąd pochodzi 22 proc. polskiego importu (51 mld euro; 2019 r.).

Reklama

Narastanie zaburzeń w łańcuchu dostaw może być bardzo poważnym problemem dla produkcji przemysłowej w Polsce. Lutowy wskaźnik PMI dla polskiego przemysłu już informuje bowiem o wydłużeniu się czasu dostaw w wyniku problemów z zaopatrzeniem, łącząc je z epidemią koronawirusa. Wskazał on także na przyspieszenie inflacji kosztowej, która wpłynęła na konieczność podnoszenia cen wyrobów gotowych przez producentów (ceny wyrobów gotowych wzrosły w najszybszym tempie od niemal roku). Oznacza to, że musimy się spodziewać w lutym i kolejnych miesiącach nie tylko silnych wzrostów cen usług, ale także silniejszych niż dotychczas wzrostów cen towarów. Utrzymanie inflacji w ryzach wynikających z celu inflacyjnego i akceptowalnych odchyleń od niego (1,5 proc. – 3,5 proc) będzie zatem coraz trudniejsze.

Do tego dochodzi wyraźna informacja płynąca z badanych firm przemysłowych o gwałtownym obniżeniu poziomu zatrudnienia (drugie najniższe tempo od siedmiu lat). Nie rokuje to dobrze spożyciu gospodarstw domowych, czyli głównemu filarowi wzrostu polskiego PKB. Tym bardziej że wzrost konsumpcji indywidualnej słabł bardzo wyraźnie w 2019 r.: w 2. kwartale wzrosła ona o 4,4 proc. r/r, w 3. kwartale o 3,9 proc., a w 4. kwartale już tylko o 3,3 proc.

Interesujące, jak na te dane zareaguje Rada Polityki Pieniężnej, która zapoznaje nie tylko z bieżącymi danymi makroekonomicznymi, ale także z Raportem o inflacji przygotowanym przez NBP. A przedstawi on zapewne słabsze prognozy wzrostu gospodarczego w Polsce i wyższą inflację.

Polska gospodarka na pewno zareaguje na dopływające kolejne dane makroekonomiczne zdecydowanie słabszym tempem wzrostu, poniżej 3 proc.

>>> Czytaj też: W Polsce powstanie fabryka komponentów baterii do e-pojazdów. Pierwsza taka w Europie

Autor: dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, członek Rady Towarzystwa Ekonomistów Polskich, wykładowca na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego

Źródło: Towarzystwo Ekonomistów Polskich