Krzysztof Sobolewski: Gdyby prezydent Duda przegrał wybory, w Polsce nastałby czas sporów. Ufam, że tak się nie stanie.
Jak koronawirus wpływa na kampanię prezydencką?
Na pewno zmienia jej optykę. Jeśli pojawi się jakiś przypadek zachorowania, będą musiały być podjęte odpowiednie działania, czyli np. kwarantanna. Dziś nie wiemy, jak będzie się sytuacja rozwijać.
Czy w grę wchodzi ewentualne przesunięcie terminu wyborów?
Aż tak skrajnego scenariusza nie zakładam. Jestem pewny, że działania ze strony państwa będą skuteczne. Wiem, że niektóre media gonią za sensacją i tylko czekają, aż pojawi się pierwszy przypadek. Nie rozumiem tego.
Reklama
Kampania może skoncentrować się wokół testu, czy rząd działa sprawnie w obliczu zagrożenia?
Gdy dochodzi do sytuacji nadzwyczajnych, ludzie obserwują, jak rząd reaguje. To oczywiste, że będzie to elementem kampanii.
Czy sytuacja może skomplikować przygotowania do wyborów albo wpłynąć na frekwencję?
Może to wpłynąć na liczbę osób biorących udział w spotkaniach wyborczych. Ludzie mogą czuć obawy przed większymi zgromadzeniami. Ale czy koronawirus wpłynie na wybory i uczestnictwo w nich? Do 10 maja jeszcze sporo czasu.
Wtedy też będzie ciepło, to nie sprzyja ponoć koronawirusowi.
Pół żartem, pół serio – jeszcze jest jeden taki środek. Słyszałem, że alkohol zabija koronawirusa.
No, a wy chcecie małpki opodatkować.
Ale w Polsce są też tradycyjne metody walki z wirusami, myślę, że temu nawet największy koronawirus nie da rady, szczególnie na terenach wschodniej Polski.
Co dalej z szefową kampanii Andrzeja Dudy, Jolantą Turczynowicz-Kieryłło? Na ile ona jest wsparciem, a na ile problemem?
Patrząc na jej drogę życiową i historię polityczną – bo była np. w AWS – to mówimy o otwarciu na inne środowisko niż typowo prawicowe jądro, czyli na to mityczne centrum. Ja co prawda w nie wierzę, ale inni uważają, że to są osoby, które czasami działają pod wpływem chwili lub impulsu. Być może takim otwarciem będzie właśnie pani mecenas.
A nie przyćmiewa kandydata? W pewnym momencie to ona była najbardziej widoczna na zdjęciach, a nie Andrzej Duda.
Inteligenta i ładna kobieta zawsze przyciąga uwagę. Ale czy przyćmiewa prezydenta? Nie zauważyłem tego.
Ale na pewno generuje pewne problemy.
Zawsze są jakieś problemy, ale z nimi sobie poradzimy. Uważam, że swoje zadanie szefowa kampanii wykonuje dobrze i dalej będzie to robić.
Ale może już jako jedynie honorowa szefowa kampanii?
Nic mi nie wiadomo o takich planach. Podstawowa zasada kampanii mówi, że jak już przyjęło się jakąś strategię działania, to należy ją realizować. Powierzyliśmy funkcję szefowej kampanii pani Turczynowicz-Kieryłło i w tym aspekcie będziemy konsekwentni. Największym zagrożeniem dla dobrego przebiegu kampanii jest zmienianie strategii w jej trakcie.
Jaka myśl strategiczna stała za powołaniem na szefa kampanii osoby, która tak naprawdę nie jest znana politycznie…
...nie zgodziłbym się z tą tezą. Kandydowała z naszych list do Senatu.
Ale nie istnieje w powszechnej świadomości. Nie jest np. Beatą Szydło, a na ogół szef kampanii kojarzy się z jakimś bardzo doświadczonym politykiem.
Przypomnę tylko, że pani Kidawa-Błońska jeszcze niedawno miała rozpoznawalność na poziomie 40 proc.
Pani Turczynowicz-Kieryłło ma dopełniać wizerunek Andrzeja Dudy, być kimś, kto w jakimś stopniu przypomina Małgorzatę Kidawę-Błońską?
Zadania, które miała przed sobą postawione jako szefowa kampanii, wypełnia i to z nawiązką.
A co pan sądzi o pojawiających się opiniach, że jak do tej pory brakuje nowej osi narracyjnej, że ciągle słyszymy o tym, co PiS „sprzedawał” już w poprzednich kampaniach?
Wygraliśmy trzy kampanie z rzędu, czy to znaczy, że coś jest nie tak? Zwycięskiego składu się nie zmienia. Obecny sztab to w większości ten sam skład, który zaczynał w 2018 r. Te same osoby działają przy czwartej kampanii, nowym elementem jest pani Turczynowicz-Kieryłło oraz pan Adam Bielan na funkcji rzecznika.
W 2015 r. czytelnym sygnałem była lutowa konwencja Andrzeja Dudy, który – mimo że był kandydatem aspirującym – narzucił narrację. Do jego pomysłu obniżenia wieku emerytalnego odniósł się Bronisław Komorowski, proponując emerytury stażowe i de facto negując w jakimś stopniu wcześniejszą reformę. W tej chwili nie ma propozycji, wokół których toczyłaby się dyskusja.
Zapytam przewrotnie – a jakie propozycje padają z drugiej strony? Ja o nich nie słyszałem. Ale przed nami jeszcze 70 dni kampanii, z propozycjami programowymi pan prezydent wyjdzie w ciągu 2–3 tygodni. Wtedy pokażemy coś nowego i innego.
W jakim kierunku będą szły te propozycje?
O tym opowie prezydent. Zresztą przypomnę tylko, że we wspomnianym przez panów lutym 2015 r. też nie powiedzieliśmy wszystkiego. W pewnym momencie dominującym motywem kampanii stało się przyjęcie euro w Polsce. Tego tematu wcale nie było na początku boju sprzed pięciu lat.
Co w tej kampanii może być merytoryczną osią sporu?
Oprócz koronawirusa to zapewne sprawy społeczne.
Ale podobno nie będzie już nowych propozycji socjalnych z waszej strony?
Ale sprawy społeczne to nie tylko socjal, to także np. kwestie podatkowe.
W kwietniu odbędą się wybory I Prezesa Sądu Najwyższego. Czy ta sprawa i inne związane z wymiarem sprawiedliwości, jak możliwe decyzje TSUE, wpłyną na kampanię i wyborczy wynik?
I Prezes SN, nie uznając Izby Dyscyplinarnej, a kierując jednocześnie do niej sprawy, zachowuje się trochę schizofrenicznie.
Ale w kontekście kampanii to nadal temat awanturogenny.
Wymiana I Prezesa to konsekwencja wcześniej podjętych działań. Wszyscy mówią, że to temat awanturogenny, ale my go chcemy kontynuować. Widzieliśmy sondaże, także w państwa gazecie, które pokazywały, że jest poparcie dla reformy sądownictwa.
W tym tygodniu mija termin podjęcia przez prezydenta decyzji w sprawie ustawy przekazującej 2 mld zł na TVP. Nie wrzuciliście prezydentowi gorącego kartofla?
Po części byliśmy zobowiązani ustawą, która została uchwalona jeszcze przez naszych poprzedników, o rekompensatach dla mediów publicznych.
Ale sumy są olbrzymie. Zaczynaliście od kilkuset mln zł, a teraz są dwa mld zł. Strach pomyśleć, ile media publiczne będą kosztowały pod koniec kadencji.
Takie są straty mediów publicznych z tytułu niepłacenia abonamentu. Stąd pytanie o uregulowanie tego problemu, ale z pomocą przychodzi nam kandydatka opozycji Małgorzata Kidawa-Błońska, która mówi, że media publiczne powinny być finansowane z budżetu. Podobnie uważa Władysław Kosiniak-Kamysz, więc wszyscy się zgadzamy co do tego.
Ale widział pan wyniki sondażu w DGP. Większość opowiedziała się za zawetowaniem ustawy lub jej wysłaniem do TK.
Decyzja należy do prezydenta.
Wszystkie opcje są otwarte?
Tak.
Nie zdziwi pana, jeśli zawetuje?
To będzie suwerenna decyzja prezydenta.
Czy w tej kampanii są ważne regiony, swingujące miejsca?
Nie będę odkrywczy. Podstawą naszych działań jest mobilizacja naszych wyborców. Jeśli uda się osiągnąć ją w 100 proc…
To będzie to nieco ponad 8 mln wyborców.
Ale to obecna liczba naszych wyborców, do tego dochodzą wyborcy Andrzeja Dudy, którzy nie głosowali na PiS. I oba te zbiory mogą się powiększać. Są powiaty, w których w obecnych wyborach parlamentarnych PiS miał lepszy wynik niż prezydent w 2015 r. w II turze. A przecież tam też mogą być wyborcy, którzy nie zagłosowali na nas, ale zagłosują na prezydenta. To nasza rezerwa.
Ile prezydent musi dostać głosów, by być pewnym reelekcji?
To zależy także od frekwencji, jeśli będzie ona taka jak w wyborach parlamentarnych, to 8 mln z kawałkiem wystarczy.
Prezes Kaczyński powiedział w wywiadzie dla tygodnika „Gazety Polskiej”, że jeśli wybory wygra kandydat opozycji, to nie będzie przedterminowych wyborów.
Bo niczego takiego nie planowaliśmy.
Ale to nie wyraz braku wiary w szanse waszego kandydata?
Nie, to jasny przekaz i obalenie pewnego mitu, który miałby działać także w drugą stronę, że nawet gdyby prezydent wygrał, to także byłyby przedterminowe wybory, np. dla odzyskania Senatu. Deklaracja prezesa to jasne postawienie sprawy. Nie po to dostaliśmy jesienią mandat na kolejne cztery lata, żeby osiem miesięcy później organizować wybory.
Oczywiście wiadomo, że inna będzie sytuacja, jak wygra – w co wierzę – prezydent Duda, a inna, gdy wygra kandydat opozycji. Jeśli wygra Andrzej Duda, będziemy mieli kontynuację dobrej harmonijnej współpracy, wygrana kogokolwiek innego to pewny czas sporów. Co to przyniesie dla obywateli – tego nikt nie wie, z pewnością nic dobrego.
Ale jeśli prezydent będzie pochodził z obozu opozycji, to nie będziecie w stanie odrzucać wet, opozycja będzie kontrolować Senat, czyli rząd PiS mógłby tylko administrować.
Dlatego mówię, że będzie to czas sporów, co się nie przysłuży Polsce. Dlatego lepiej, by wygrał Andrzej Duda.
Czy liczba podpisów pod listą kandydata ma znaczenie dla przebiegu kampanii?
Na pewno pomaga psychologiczne i aktywizuje struktury, które zbierają podpisy. Dlatego jestem zdziwiony, że tak szybko podpisy złożył Władysław Kosiniak-Kamysz. Przecież operacja zbierania podpisów to w terenie ważny element kampanii. Choć oczywiście jeśli chodzi o prosty wpływ liczby podpisów na wynik wyborów, to jestem daleki od wiązania jednego z drugim.
Ile chcecie złożyć podpisów, 2 mln?
To byłby cel marzenie, ale nie wiem, czy jest możliwy do osiągnięcia, także ze względu na pogodę. Na pewno chcemy złożyć więcej niż pięć lat temu, wtedy było to 1,6 mln podpisów.
Jak chcecie punktować rywali? To prawda, że będziecie przekonywać, że Kidawa-Błońska nie ma kompetencji do bycia zwierzchnikiem sił zbrojnych?
Nie wiem, czy my. Raczej będziemy starali się pokazywać, co osiągnął prezydent. To ma być nasz styl kampanii, pokazywanie pozytywów.
Natomiast faktycznie, nie przypominam sobie, by kandydatka PO miała cokolwiek wspólnego z siłami zbrojnymi czy polityką zagraniczną. Z przebywającym jakiś czas temu w Polsce Macronem jest zdjęcie. A czy była tam mowa o jakichś istotnych rzeczach? W tych kwestiach doświadczenia nie ma i trudno powiedzieć, czy je zdobęcie. Nawet jej ostatnie wypowiedzi, że nadlecą rakiety ze Wschodu i nie zdążą się poderwać myśliwice, by je przechwycić, brzmiały dziwnie. Przecież rakiety są na północy w obwodzie kaliningradzkim i jeśli mamy liczyć się z jakimś zagrożeniem, to głównie stamtąd.
Co będzie z posłanką Lichocką?
Chcę podkreślić jedno, taki gest był nieodpowiedni, ale na pewno nie odnosił się do pacjentów onkologicznych, była to reakcja na sytuację, która zaistniała na sali sejmowej w trakcie wystąpienia pani poseł. Stenogramy jasno pokazują, jak agresywnie i mało kulturalnie zachowywali się niektórzy posłowie opozycji.