Ubezpieczając kredyty instrumentami pochodnymi banki doprowadziły do wytransferowania z Polski wielomiliardowych kwot, które z perspektywy państwa są już nie do odzyskania - pisze w felietonie Marek Rzewuski, wiceprezes Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu.

W świetle faktów to bankowcy są ignorantami w dziedzinie ekonomii i finansów, bo stosując zabezpieczenia fx swap doprowadzili do gigantycznych strat, chociaż powinni przewidzieć konsekwencje swoich działań. Czy klienci, którzy nie byli informowani o sposobie ubezpieczania pozycji walutowej przez bank mają ponosić skutki analfabetyzmu ekonomicznego bankowców?

W swojej pracy „Wpływ sanacji kredytów frankowych na rynek swapów walutowych w PLN” [1] dr Piotr Mielus opisuje w jaki sposób technicznie bank zabezpieczał swoją pozycję walutową przy kredycie frankowym. Autor wskazuje, że praktycznie wszystkie kredyty – zarówno te indeksowane jak i denominowane „finansowane” były instrumentami pochodnymi, które oznaczały ni mniej ni więcej tylko tzw. krótką sprzedaż franków. W sposób oczywisty taka konstrukcja musiała doprowadzić do gigantycznych strat wynikających z transakcji fx swap, które banki przerzucały na nieświadomego „kuchni finansowej” klienta. W tym przypadku był to taki rodzaj gastronomii, z którą prowadząca program „Kuchenne rewolucje” Magda Gessler zaczyna porządki od wyrzucenia wszystkiego na podłogę. Można tylko pozazdrościć prezesowi Deutsche Bank, dr Krzysztofowi Kalickiemu, współautorowi tej spektakularnej katastrofy, pewności siebie z jaką poucza on ex cathedra sędziów o ekonomii, w swoim artykule na łamach DGP.

Finansowanie kredytów walutowych można było zrealizować w różny sposób. Klient, który podpisywał umowę, miał prawo zakładać, że bank, który oferuje kredyt w walucie musi tę walutę posiadać, tak samo jak dysponuje walutą PLN udzielając kredytów złotowych, dzięki posiadanym depozytom złotowym. Taka konstrukcja finansowa kredytu walutowego w oparciu o posiadaną przez bank walutę była możliwa, jednakże sposób kreacji kredytów „walutowych” w Polsce i całej Europie Środkowo-Wschodniej był zupełnie odmienny. Bank, żeby udzielić kredytów we franku wykonywał krótką sprzedaż franków, by je cyklicznie „odkupywać” i ponownie sprzedawać „na krótko”. Innymi słowy zabezpieczał się transakcjami fx swap. Sam uwalniał się dzięki temu od ryzyka walutowego, ale narażał swoich klientów na ryzyko znacznie wyższe niż byli to sobie w stanie uświadamiać.

Nieznajomość tego w jaki sposób banki „finansowały” kredyty walutowe prowadziła w przeszłości do pomyłek sędziowskich w orzekaniu o kredytach „frankowych”, gdzie sędzia w wyroku stwierdzał, że bank był tak samo narażony na ryzyko walutowe jak klient i zasądzał z tego powodu przegraną konsumenta. Obecnie sędziowie orzekają coraz częściej na korzyść „frankowiczów”. Na moment, w którym powstaje ten artykuł w I kw. 2020 w pierwszej instancji było 70 wygranych konsumentów i tylko 2 wygrane banków (nawigator.bankowebezprawie.pl/statystyki/). Wynika to przede wszystkim z faktu, że sędziowie nie tylko znają orzeczenia TSUE, ale także dotarły do nich informacje o tym w jaki sposób konstruowany był kredyt „walutowy” i jak rozkładało się w nim ryzyko. W wyrokach coraz częściej wybrzmiewają nie tylko skutki stanowiska Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie państwa Dziubak, ale także padają słowa sędziego świadczące o jego wiedzy o tym jak banki ubezpieczały się przed ryzykiem. Co istotne, im wiedza ekonomiczna i finansowa sędziów na temat kredytów „walutowych” jest wyższa, tym szybciej, bez zbędnej zwłoki, wydają wyroki oceniając nieuczciwość banku zgodnie z tym, co mówią przepisy prawa i orzeczenie TSUE. Sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie, XXV Wydział Cywilny, Kamil Gołaszewski, stwierdził w swoim wyroku sygn. XXV C 2514/19: „Równocześnie wprowadzenie omawianych postanowień należy uznać za naruszające dobre obyczaje, gdyż następuje z wykorzystaniem przewagi kontraktowej banku, który dysponując nieporównywalnie większymi możliwościami należytej oceny ryzyka wiążącego się z zastosowanym mechanizmem, jak również możliwościami zabezpieczenia własnego ryzyka wynikającego z zawarcia umowy, wprowadza do niej postanowienia chroniące przede wszystkim własne interesy, czyniąc to bez udzielenia, na etapie zawierania umowy, odpowiednich informacji i ostrzeżeń kredytobiorcy. Nie jest to traktowanie konsumenta w sposób sprawiedliwy i słuszny.”

Reklama

>>> Czytaj też: Jak zmierzyć inflację? Białek: "Nie ma idealnego wskaźnika" [WYWIAD]

Nie ma uzasadnienia ekonomicznego dla „spreadów”

Bank nie finansował się operacjami kupna i sprzedaży franków, tak jak wynikało to literalnie z umowy z klientem. Instrumenty pochodne fx swap, które bank w rzeczywistości stosował, o czym mówią raporty banków, to operacje cechujące się wieloma parametrami, innymi niż tylko aktualne kursy waluty kredytu. Do wyznaczania kosztów tych operacji należy wziąć także pod uwagę różnicę między oprocentowaniem walut i okres, na jaki zawierana jest transakcja fx swap. Warto też nadmienić, że bank w Polsce ubezpieczając swoją pozycję walutową instrumentem pochodnym otrzymywał rekompensatę od drugiej strony transakcji (co stanowiło jego dodatkowy przychód) wynikającą z różnicy między oprocentowaniem dwóch walut. Wreszcie, w „finansowaniu” kredytów CHF stosowane są kursy krzyżowe, to znaczy operacje na parach walut euro i frank oraz euro i złoty. Zatem próba uzasadnienia przez bank, że spread zapisany w umowie jest zapłatą klienta za koszty „pozyskiwania waluty” i odzwierciadla koszty banku jest z ekonomicznego punktu widzenia nie do obrony. Używanie spreadów rozumianych jako różnice kursowe do wyceny kosztów transakcji swapowych to jak stosowanie metrów do pomiaru temperatury. Jakikolwiek „spread” w konstrukcji z ubezpieczeniem instrumentami swapowymi nie ma ekonomicznego uzasadnienia i należy go uznać za nieuczciwy, a zapis, który gwarantuje bankowi dowolność w kształtowaniu spreadu jest koronnym argumentem przemawiającym za jego abuzywnością.

W literaturze naukowej na temat instrumentów pochodnych fx swap pojęcie spread rozumiane jako różnica w oprocentowaniu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że wykorzystanie w umowie kredytu pojęć takich jak „kupno” i „sprzedaż” waluty do konstrukcji „spreadu” w odniesieniu do instrumentów pochodnych miało za zadanie sprawienie na kredytobiorcy wrażenia, że bank rzeczywiście posiada solidne finansowanie w tej walucie, podczas kiedy w rzeczywistości bazował na wysoce niestabilnym rynku swapów walutowych. Jak twierdzi dr Paweł Olsza w pracy „Wpływ kryzysu finansowego na rynek transakcji fx swap w Polsce” już od 9 sierpnia 2007 roku rynek ten dotknięty został kryzysem. Kryzys trwał przez następne kilka lat i spowodował, że banki w Polsce, które nieodpowiedzialnie finansowały kredyty walutowe na rynku swapów, znalazły się w poważnych tarapatach. Skutki swojej lekkomyślności spychały jednak na klientów podwyższając coraz bardziej zapisane w umowie spready rozumiane jako różnica między kursem kupna i sprzedaży waluty. Dr Paweł Olsza we wspomnianej pracy tak opisał skutki kryzysu na rynku fx swap w Polsce: „Ze względu na krótkie terminy zapadalności transakcje fx swap muszą być często odnawiane, w związku z tym kontrahenci transakcji podają ich kwotowania z dużą marżą, zakładając, że polskie banki będą musiały zabezpieczyć swoją pozycję niezależnie od aktualnej ceny rynkowej.” [2] (str. 318).

Co na to bank?

Przyjrzyjmy się kontrargumentacji ze strony banków, które bronią ustalanych przez siebie „spreadów” czyli nieuzasadnionych ekonomicznie opłat. Żeby ją zrozumieć użyjemy porównania. W obcym mieście bierzemy taksówkę, która reklamuje się jako „tania i solidna” i każemy się zawieźć pod wskazany adres. Trafiamy jednak na nieuczciwego taksówkarza. Co robi ów nieuczciwy taksówkarz? Pomimo, że najkrótsza droga to zaledwie kilkaset metrów postanawia przewieźć nas po całym mieście. Kiedy zorientujemy się, że coś jest nie tak i zwrócimy uwagę nieuczciwemu taksówkarzowi, ten jak gdyby nigdy nic kontynuuje jazdę. Taksometr, wskazuje coraz wyższą wartość. Tymczasem nieuczciwy taksówkach nie licząc się z kosztami benzyny, bo przecież i tak za wszystko zapłaci klient, odpowiada nam: „wszystko odbywa się zgodnie z prawem i należy zapłacić tyle ile wskazuje taksometr, a jak się klientowi nie podoba to może iść do sądu”. Podobnie tłumaczy się bank, który twierdzi, że klient podpisując umowę kredytową zgodził się, że bank może pozwolić sobie na wszystko – na nieuczciwe zapisy indeksujące wartość kredytu, na ryzykowny dla klienta sposób ubezpieczenia ryzyka przez bank na rynku foreks i na dowolnie wysokie „spready”.

Konsekwencje nieuczciwości banków

Analizując ekonomiczną stronę kredytów frankowych nie sposób nie wspomnieć o ich tragicznych konsekwencjach. W momencie wypowiadania przez bank kredytu „frankowego” kwota długu indeksowanego CHF przerasta nie tylko wartość pierwotnie udzielonej kwoty kredytu, ale także wartość nieruchomości i całego majątku klienta banku. Po zlicytowaniu kredytobiorca staje się niewypłacalny i wybawieniem dla niego jest upadłość konsumencka. Takich przypadków było już kilkadziesiąt tysięcy. Bazując na oficjalnych danych KNF sytuacja ta – wypowiedzenie umowy „frankowej” przez bank – dotknęła do połowy 2018 roku 26,5 tys. rodzin[3]. Konsekwencje ekonomiczne kredytów „walutowych” to rozbite rodziny, emigracje zarobkowe, utrata zdrowia. Klient w sądzie walczy o przyszłość ekonomiczną swojej rodziny.

Odnosząc się do tezy prezesa Deutsche Bank, Krzysztofa Kalickiego sformułowanej w artykule „Walutowe kredyty hipoteczne: Sądy zbyt często ignorują prawa ekonomii” na łamach DGP nie można się zgodzić z tezą, że sędziowie ignorują prawa ekonomii. Jest wręcz przeciwnie – zaczynają je coraz lepiej rozumieć i dlatego właśnie orzekają zgodnie z tym, co określił TSUE w sprawie państwa Dziubak – na rzecz konsumentów. Nie wykluczone, że gdyby rozumieli je jeszcze lepiej, wówczas już na pierwszej rozprawie po stwierdzeniu w umowie klauzul niedozwolonych orzekaliby zgodnie z wyrokiem TSUE. Wszystkich sędziów, którzy chcieliby zapoznać się z „kuchnią finansową” kredytów frankowych zachęcam do zapoznania się z cytowanymi w tym tekście artykułami z naukowymi dotyczącymi instrumentów finansowych. Wiedza ta może być przydatna, aczkolwiek nie jest konieczna, bo orzecznictwo Sądu Najwyższego, TSUE i dyrektywa 93/13 dostatecznie jasno precyzują zagadnienia prawne w orzecznictwie w sprawach „frankowych”.

>>> Czytaj też: Nowy podatek dla bogatych, ale nie wszystkich. Unikną go informatycy z firmą

Przypisy

[1] Dr Piotr Mielus „Wpływ sanacji kredytów frankowych na rynek swapów walutowych w PLN”, ANNALES UNIVERSITATIS MARIAE CURIE-SKŁODOWSKA LUBLIN – POLONIA, 2017 https://journals.umcs.pl/h/article/viewFile/5124/4411

[2] Paweł Olsza „Wpływ kryzysu finansowego na rynek transakcji fx swap w Polsce” http://bankikredyt.nbp.pl/home.aspx?f=/content/2013/03/bik_03_2013_pl.html

[3] Interpelacja nr 21295 w sprawie wypowiadanych przez banki umów dotyczących kredytów mieszkaniowych odnoszących się do walut obcych (kredytów indeksowanych, denominowanych, waloryzowanych). http://www.sejm.gov.pl/sejm8.nsf/interpelacja.xsp?typ=INT&nr=21295

Autor: Marek Rzewuski, wiceprezes Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu