Przez lata uważaliśmy, że polska żywność jest naturalna i zdrowa, a jedzenie z Zachodu „plastikowe”. Ta dychotomia jest nieaktualna. Antybiotyki w mięsie, glifosat w kaszach i tłuszcze utwardzane w słodyczach – coraz więcej badań pokazuje, że pod względem użycia szkodliwych składników nie odstajemy od innych krajów UE, a jeżeli już, to często na minus.
Czy produkty polskie są lepsze lub gorsze np. od niemieckich? Ustalenie tego wziął na siebie niedawno Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który przebadał te same produkty oferowane w Europie Zachodniej i Polsce. Co ustalono? Różnice rzeczywiście są, choć nie tak powszechne, jak mogłoby się wydawać: na 101 par przebadanych produktów istotne różnice znaleziono zaledwie w 12. Najczęściej polska wersja była „chudsza”. Chociażby paczka chipsów paprykowych tej samej marki kupiona w Niemczech zawierała o 25 g więcej produktu niż ta w Polsce.
To jeszcze nie koniec świata. Gorzej, że specjały na polski rynek powstawały też na bazie gorszych jakościowo produktów. Przekąski przeznaczone do sprzedaży w Polsce były smażone na szkodliwszym oleju palmowym, a nie słonecznikowym, jak na Zachodzie. Do tego dosypano u nas jeszcze – nieobecny w zachodnim odpowiedniku – wzmacniacz smaku (glutaminian monosodowy), proszek pomidorowy i serowy.
Reklama
Stosowanie dodatków dotyczy także innych produktów: serków, napojów, przypraw. Co więcej, w przypadku tych pierwszych – mimo napisu „100 proc. naturalnych składników” – tylko niemiecki produkt nie zawierał regulatora kwasowości.
Badanie UOKiK, choć dotyka zaledwie wycinka problemu, pokazuje dużo szerszy trend. Polska nie jest samotną wyspą jakości na oceanie produkcyjnej bylejakości. I to z naszej woli, w wyniku naszych wyborów tak się stało. Praktyka pokazuje bowiem, że w trójkącie wartości: cena, dostępność i jakość wybrać możemy góra dwie. Działania producentów oraz rzut oka na półki sklepowe jasno wskazują, które wartości my, konsumenci, cenimy najbardziej. I nie jest to zdrowie.

Gospodarstwa? Raczej fabryki

Jak tworzy się powszechne wyobrażenie o powstawaniu żywności? Przez reklamy. A w nich krowa pasie się na zielonej łące, półmisek kruchych wędlin na rodzinnym stole stawia babcia, która ma zaprzyjaźnionego sąsiada masarza. Chleb co rano wypiekają szczęśliwi pracownicy lokalnej piekarni ze świeżo przygotowanego ciasta. Nawet jednak bez reklam wielu z nas ma w głowach obraz wsi z dzieciństwa, gdzie rolnik hodował po kilka krów i świń karmionych tym, co wyrosło w gospodarstwie. Dziś ten model należy do przeszłości, ale który mieszczuch o tym wie?
>> CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP