Środowisko polityczne, z którym był pan przez lata związany, nawołuje pana do rezygnacji. Wsłucha się pan w te głosy?
Dziś część kolegów, którzy niedawno doceniali moje poświęcenie i sukcesy, krytykuje mnie i obraża. Robią to na podstawie zmanipulowanych doniesień niemających nic wspólnego z faktami. Mówię o tym ze smutkiem, bo przekreślenie kilkudziesięciu lat pracy tylko dlatego, że niektórzy liderzy polityczni zdali sobie sprawę, że będę niezależnym prezesem NIK, jest dla mnie czymś niepojętym. Kilkadziesiąt lat życia poświęciłem służbie urzędniczej w Polsce, pracując dla mojego kraju. Poniosłem konsekwencje postawy z czasów PRL, ale uważałem, że jeśli Polska ma być niepodległa, to musi mieć odważnych i gotowych na poświęcenia obywateli. Po moich pierwszych dniach pracy w NIK zdałem sobie sprawę, dlaczego dla niektórych środowisk muszę być jak najszybciej uznany za banitę. Moja rezygnacja, o której wielokrotnie mówiłem, miała mieć wymiar honorowy. Ale w sytuacji, gdybym miał pewność, że działania wobec mnie są uczciwe i merytoryczne, a nie dlatego, że stałem się śmiertelnie niebezpieczny dla tych, do których udają się kontrole NIK.
Czyli o dymisji nie ma mowy?
Nie złożę rezygnacji. Nie przestraszą mnie przeszukania. Będę niezależnym kontrolerem działalności organów administracji rządowej, Narodowego Banku Polskiego, państwowych osób prawnych i innych państwowych jednostek organizacyjnych, w tym również TVP zasilonej ostatnio kwotą 2 mld w okolicznościach, jakie wszyscy znamy. Będę dbał o moich pracowników, o podnoszenie ich kwalifikacji oraz przeprowadzanie rewaloryzacji ich zamrożonych od wielu lat wynagrodzeń. Wspólnymi siłami zwiększymy bezpieczeństwo kraju. Będę surowym, ale sprawiedliwym recenzentem każdego rządu i każdego wydatku. Nie pozwolę na szastanie pieniędzmi podatników, bo wiem, ile trzeba się napracować, żeby po opłaceniu podatków, składek zusowskich został realny zysk. I mam tutaj na myśli głównie tysiące drobnych przedsiębiorców i ich pracowników, którzy są solą polskiej ziemi, a nie tylko miliarderów, których fortuny budziły moje wątpliwości. Ale wracając do pytania: jeśli zaistnieją przesłanki określone w konstytucji, to się do nich zastosuję. Oczekuję tylko, że organy państwa będą przestrzegały konstytucji i norm prawnych.
Reklama
Czy nieprawidłowości, które ma pan w oświadczeniach, nie są dyskwalifikujące dla wysokiego urzędnika państwowego?
Drobne nieprawidłowości czy nieścisłości w oświadczeniach mogą się zdarzyć każdemu. Jednak nie dyskwalifikują nikogo w pełnieniu funkcji publicznej. Nie powinny się one pojawić, ale gdy człowiek mieszka w dwóch, a właściwie w trzech miejscach, bo w Krakowie, w Warszawie i w pociągu, to nie ma pod ręką wszystkich dokumentów. Do tego dochodzi nielimitowany czas pracy, po kilkanaście godzin na dobę. Oświadczenia cyklicznie wypełniane i składane przeze mnie traktowałem jako już tak wiele razy sprawdzane. Jeśli czegoś nie dopatrzyłem, to będzie to wynikało z poprzednich dokumentów, przecież już zweryfikowanych przez ABW i CBA.
Czy wcześniej pana oświadczenia były weryfikowane? Czy znaleziono w nich jakieś nieprawidłowości?
Oświadczenia majątkowe składam od 1992 r. I wszystkie, również te składane w sytuacji obejmowania przeze mnie stanowisk w administracji państwowej, były wielokrotnie dogłębnie analizowane. Do chwili objęcia przeze mnie funkcji prezesa NIK nigdy wcześniej żadna ze służb nie informowała mnie o jakichkolwiek wątpliwościach związanych z moimi oświadczeniami, co dawało mi poczucie tego, że w moich oświadczeniach nie ma błędów. Jestem przekonany, że szefowie służb antykorupcyjnych i koordynatorzy służb specjalnych to najlepsi profesjonaliści, których uwadze nie umknie żaden błąd. Za swoje błędy biorę odpowiedzialność, ale nie pozwolę na robienie ze mnie przestępcy, deptanie mojego dobrego imienia oraz zastraszanie mojej rodziny pokazem siły przez CBA.
Pana problemy zaczęły się od reportażu „Superwizjera” TVN, w którym pokazany został hotel na godziny działający w pana kamienicy. Jak nabył pan tę nieruchomość?
Wiele lat temu, jeszcze podczas stanu wojennego, poznałem w Krakowie żołnierza Kedywu AK, który z biegiem czasu stał się moim przyjacielem, a właściwie przybranym ojcem. To właśnie Henryk Stachowski uczył mnie, jak działać w konspiracji, jak przetrwać więzienie i jak wytrwać w nadziei na wolną Polskę. Pomagaliśmy sobie wzajemnie, wspieraliśmy w ważnych chwilach. Dużo rozmawialiśmy o naszych doświadczeniach, o historii i o przyszłości. Pamiętam nasze wspólne ogniska, jego opowieści o państwie podziemnym. Był częstym gościem w naszym domu rodzinnym w Czchowie. Spędzaliśmy razem święta i często weekendy. Pomagaliśmy mu w pracach domowych, w zakupach czy podczas leczenia. Opiekowałem się Heńkiem do ostatnich dni jego życia, wspierałem w chorobie. Pod koniec życia mój przyjaciel usynowił mnie w swoim testamencie i przekazał w spadku nieruchomość. Zresztą to są od dawna publicznie znane fakty.
Najemca pana kamienicy Janusz K. ps. Paolo brał udział w porachunkach między sutenerami, został prawomocnie skazany. Jakie relacje łączyły pana z nim i jego pasierbem Dawidem O.?
Wobec moich licznych obowiązków zawodowych nie miałem czasu i możliwości zajmowania się sprawami związanymi z tym obiektem i prowadzeniem działalności w kamienicy zaczął zajmować się mój syn. Chciał się usamodzielnić, ja potrzebowałem zarządcy. Z racji znajomości ze środowiskiem Klubu Jagiellońskiego syn najpierw zorganizował akademik dla nowo powstającej szkoły WSE im. ks. Józefa Tischnera, a następnie pensjonat. Po kilku latach wobec zmiany sytuacji rynkowej oraz coraz większych wymagań prawnych wymagających kolejnych inwestycji i ponoszenia dodatkowych kosztów chciał zakończyć działalność hotelarską.
Choć pan się nie zajmował kamienicą, nie jest to tłumaczenie, skoro był pan właścicielem.
Nie miałem czasu ani na zarządzanie kamienicą, ani na szukanie kolejnego zarządcy, a wobec decyzji syna postanowiliśmy ją wynająć lub najchętniej sprzedać. Podczas poszukiwania oferentów zgłosił się do mnie Dawid O., z którym negocjowałem wysokość czynszu. Obstawałem za kwotą 8200 zł. Po negocjacjach doszło do zawarcia umowny dzierżawy z opcją sprzedaży. Dodam, że w hotelu nocowało wielu polityków, ministrów, a nawet w głębokiej tajemnicy przez ponad pół roku pracował zespół tworzący nowy bank.
Kto nocował, którzy politycy i ministrowie?
Z oczywistych względów nie podam konkretnych nazwisk.
A jaki bank powstawał w kamienicy?
Chodzi o Alior Bank.
Był pan ważnym urzędnikiem, wiceministrem finansów, a później szefem KAS. Czy żadna służba nie uprzedzała pana, że osoby, którym wynajmuje kamienicę, miały kontakt z półświatkiem przestępczym?
Moje relacje z Dawidem O. i Januszem K. były związane z dzierżawą i sprzedażą kamienicy. Nie znałem ich wcześniej, nie interesowałem się ich życiem ani prywatnym, ani biznesowym. Nigdy żadna ze służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo i porządek prawny w Polsce nie informowała mnie o jakichkolwiek zagrożeniach dotyczących tych osób, a chyba moje obowiązki rządowe czy skala zagrożeń, z którym stykałem się w pracy, powinna mi dawać nadzieję na objęcie mnie ochroną kontrwywiadowczą. Taką ochroną zgodnie z przepisami powinni być objęci wszyscy wysocy rangą urzędnicy państwowi i mam nadzieję, że w tym przypadku tak było, a jeśli tak, to brak sygnałów odczytuję jako brak zagrożeń. Tak naprawdę do dziś poza doniesieniami medialnymi, które nie muszą polegać na prawdzie, nic więcej na temat tych ludzi nie wiem. Służby powinny mnie poinformować, że wchodzę w relacje z potencjalnie nieodpowiednimi ludźmi, może to być prowokacja, oczywiście jeśli to prawda.
Dlaczego zawarto dwie umowy najmu, na dwie różne kwoty? Gdyby pan był nadal w skarbówce, pewnie uznałby, że jest to próba zaniżenia podatku?
W toku negocjacji dzierżawcy proponowali różne stawki czynszu, ale ja nie ustąpiłem. W konsekwencji parafowaliśmy umowę ze stawką 8200 zł, a pan O. zasygnalizował, że jeszcze omówi to ze swoją rodziną. Szybko okazało się, że jednak po naradzie z rodzicami doszli do innego wniosku. Dla nich większy sens miało mieć kupienie kamienicy. Musieli jednak zgromadzić gotówkę na zapłatę. Ich propozycja była oparta na założeniu, że skoro i tak kupią kamienicę, to biorą na siebie wszystkie remonty i koszty, akceptują cenę sprzedaży, ale czynsz do chwili sprzedaży będzie wynosił 4 tys. zł. Przystałem na to, zwłaszcza że moja rodzina potrzebowała gotówki wobec kosztów związanych ze studiami dzieci. Podpisaliśmy już bez parafowania umowę, w zbliżonej dacie, ale z innymi parametrami, i tylko ta umowa weszła w życie, tak jak jest to przewidziane w kodeksie cywilnym. Tego samego dnia w związku z wejściem w życie umowy dzierżawy podpisałem umowę przedwstępną, która gwarantowała sprzedaż kamienicy za satysfakcjonującą mnie cenę. Podkreślam, że wszystkie te czynności były zgodne z obowiązującym prawem, a ja w sposób transparentny dla właściwych organów regulowałem należności podatkowe.
Nie interesowało pana, jakiego rodzaju działalność prowadzona jest w kamienicy?
Wynajmujący nie ma obowiązku kontrolowania, jakiego rodzaju działalność jest prowadzona w wynajmowanej nieruchomości. Od lat pracuję w Warszawie i nie miałem możliwości sprawdzania, czy działalność prowadzona w kamienicy nie jest sprzeczna z prawem. Nie otrzymywałem sygnałów, by tego rodzaju sytuacje miały miejsce. Nawet znana z czujności policja krakowska ani raz nie zasygnalizowała mi lub członkowi mojej rodziny, że dzieje się coś nieprawidłowego. Gdyby takie informacje do mnie dotarły, zareagowałbym. Poza tym umowa została zawarta, a umów należy dotrzymywać. Żadne organy nie zgłaszały nieprawidłowości, nie miałem skarg od sąsiadów, a to w Krakowie też niebagatelne. Najemca płacił czynsz, nie sprawiał problemów, opłacał rachunki za wodę, energię. Można też puścić wodze fantazji, że jako szef KAS i minister zaczynam korzystać w sposób niedozwolony z podległych mi służb i inwigiluję swoich sąsiadów, dzierżawców, ale to niedopuszczalne i bezprawne.
CBA kontrolowało pana oświadczenia majątkowe. Jak pan wytłumaczy posiadanie ponad 200 tys. zł gotówki?
Od pierwszego dnia mojej pracy, już na początku studiów, zorientowałem się, że ten, kto ma gotówkę albo szybki do niej dostęp, ma większe szanse na zrobienie korzystnej transakcji. Jestem nauczony szacunku do pieniądza, ale nie boję się podejmować finansowego ryzyka. Na początku miałem nieduże oszczędności. Po powrocie z USA, gdzie ciężko pracowałem, dysponowałem dużo większymi środkami. Nie muszę dodawać, że ciężko zarobione pieniądze zostały przywiezione w gotówce. Takie były czasy. Te oszczędności reinwestowałem. Część wciąż trzymałem w gotówce. Nic w tym wstydliwego. Gotówka zwyczajowo jest zawsze dostępna w mojej rodzinie.
Zdaniem CBA nie potrafił pan udokumentować posiadanych pieniędzy.
Zaplecze finansowe, które zgromadziłem przez ponad 60 lat życia, w tym gotówka, nie jest niczym zaskakującym. W domu, jak w większości polskich rodzin, równocześnie miałem gotówkę stanowiącą zarówno mój majątek odrębny, jak i majątek wspólny z żoną, a żona też posiadała swoje własne środki – z tego wynikały rozbieżności w oświadczeniach majątkowych. Przyznaję, że wypełniając rubryki, mogłem nie rozgraniczyć tych pieniędzy wystarczająco precyzyjnie.
Jednak nigdy świadomie, umyślnie nie wprowadziłem w błąd jakiejkolwiek instytucji kontrolnej i zawsze transparentnie współpracowałem z tymi służbami w celu wyjaśnienia wątpliwości. Ufam, że wszelkie niejasności zostaną w sposób merytoryczny wyjaśnione.
Kolejna sprawa to brak w oświadczeniu majątkowym darowizny dla syna w wysokości blisko 2 mln zł.
To są fakty medialne, nie prawne. Osoba wypełniająca oświadczenie nie ma obowiązku wpisywania darowizny, którą poczyniła. Fakt darowizny jest czynnością, która w sposób zgodny z prawem została przeze mnie udokumentowana.
Według CBA miał pan nieudokumentowane dochody.
Nie jest mi wiadome, aby jakikolwiek mój dochód nie był udokumentowany, przeciwnie – nie mam nic do ukrycia. Od początku zadeklarowałem pełną współpracę z organami państwowymi w celu wyjaśnienia wszelkich nieprawidłowości. Udostępniłem agentom CBA dane kont bankowych moich i żony, wydałem wszystkie dokumenty, o które prosili, gromadzę kolejne, stawiałem się na każde żądanie. Mój adwokat proponował prokurator Urszuli Kossakowskiej złożenie wszelkich dokumentów oczekiwanych przez Prokuraturę Regionalną w Białymstoku. Czekam na sprecyzowanie, co jeszcze jest im potrzebne. Nie muszę dodawać, że do tej pory moje deklaracje zostały zlekceważone.
Śledczy uznali pewnie, że lepiej samemu poszukać, aby mieć pewność, że wszystko, co ważne, do nich trafiło.
Zdecydowanie i kategorycznie nie zgadzam się na używanie wobec mnie i mojej rodziny siły, stosowania nieadekwatnych metod, co m.in. podniosłem w złożonych zażaleniach na działalność prokuratury i CBA. Jeśli przez prawie 20 lat składania przeze mnie oświadczeń majątkowych ani urząd skarbowy, ani ABW, ani nasze superskuteczne CBA nie powzięły żadnych wątpliwości wobec mojego majątku, to jakie są podstawy do zaatakowania mojej całej rodziny, moich dzieci?
Czego agenci CBA szukali podczas przeszukań? Prokuratura podała, że dotyczyły aż 20 miejsc.
Według informacji, które wynikają z postanowień prokuratury, CBA w ramach przeszukania powinno starać się pozyskać dokumentację związaną z nieruchomościami, których jestem właścicielem, ale fakty są inne. Zatrzymano mój osobisty kalendarz prezesa NIK z odręcznymi notatkami zawierającymi planowane działania NIK, wyznaczone do realizacji osoby, zamierzone czynności i spotkania. Agenci CBA zabrali nawet faktury za paliwo i hotel mojego syna, w którym przebywał w chwili zatrzymania, pozbawiono go telefonu, zatrzymano dokumenty związane z realizowanym obecnie przez niego projektem, a także dokumenty zupełnie innych podmiotów. Co to ma wspólnego z oświadczeniami majątkowymi Mariana Banasia? Jak mam zinterpretować to inaczej niż jako atak na rodzinę? Cała ta sytuacja związana ze zmasowanymi działaniami ukierunkowanymi na mnie i moją rodzinę powoduje mój głęboki niepokój.
Skoro powierzył pan zarządzanie kamienicą synowi, to przyjście do niego funkcjonariuszy wydaje się oczywiste.
Po pierwsze, syn nie zajmował się moją nieruchomością od siedmiu lat. Jeżeli ktoś chciał od niego dokumenty, to może warto było najpierw o nie poprosić, a nie przychodzić o szóstej rano do mieszkania, gdzie mieszkają moje wnuki? Po drugie, wielokrotnie podkreślałem, że współpracuję z organami wyjaśniającymi wątpliwości związane z moimi oświadczeniami i dotychczas dostarczyłem wszelkie oczekiwane przez te organy dokumenty i informacje. Tym bardziej dziwi mnie sposób działania i uderzenie w moich najbliższych.
Jeszcze bardziej szokuje mnie atak w instytucję, która w ciągu 101 lat istnienia nie doświadczyła takich ekscesów służb państwowych. Otóż w toku czynności CBA zabezpieczono służbowy telefon prezesa NIK, dane z dysku służbowego i notatki służbowe prezesa NIK. Na tych nośnikach znajdowały się wysoce poufne informacje dotyczące planowanych przez NIK kontroli i zapiski z rozmów służbowych z wysokimi urzędnikami administracji państwowej, oczywiście o charakterze służbowym, dotyczącym bezpieczeństwa państwa. Wszystko objęte nieuchyloną tajemnicą kontrolerską.
W mojej ocenie taki atak na konstytucyjną niezależność NIK równie dobrze może dotknąć prezydenta, premiera, prezesa NBP, prezesa SN czy TK. W praktyce oznacza to, iż prokuratura i CBA mogą w każdej chwili wejść do mieszkania, gabinetu każdego z wyżej mienionych urzędników i skonfiskować, co będą chciały, na podstawie postanowienia dowolnego prokuratora i to bez postawienia zarzutów i bez uchylenia immunitetu. Za to na podstawie medialnych, powielanych przez wszystkich, a niezweryfikowanych przez nikogo doniesień. To ewidentne obejście przepisów o ochronie immunitetowej i w moim przypadku tajemnicy kontrolerskiej NIK.
Tyle że prawnicy są podzieleni i części z nich twierdzi, że immunitet nie chroni przed przeszukaniem, a jedynie przed zatrzymaniem czy pociągnięciem do odpowiedzialności karnej.
To rozstrzygnie sąd. Przypomnę, że postępowania prowadzone przez CBA i prokuraturę nie mają żadnego związku z działalnością NIK, co podkreśliła również pani marszałek Sejmu. Nie muszę dodawać, że nie zwrócono NIK do dziś zatrzymanych materiałów i notatek i nie wiem, co się z nimi dzieje i kto się nad nimi obecnie pochyla.
Złożył pan w tej sprawie zażalenie do sądu?
Tak, ale też zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez CBA i wniosek o wyłączenie prokuratorów regionalnych z Białegostoku, w tym prokurator Elżbiety Pieniążek.
Dlaczego akurat szefowej tamtejszej prokuratury?
Z powszechnie dostępnych informacji wynika, że prokurator Elżbieta Pieniążek od 2005 r. pełniła funkcję naczelnika i zastępcy szefa Delegatury CBA w Białymstoku, by następnie wrócić do pracy w białostockiej prokuraturze rejonowej. W dniu 19 września 2016 r. została powołana na stanowisko Prokuratora Regionalnego w Białymstoku. Na podstawie KPK prokurator podlega wyłączeniu na wniosek, o ile istnieje okoliczność tego rodzaju, że mogłaby wywołać uzasadnioną wątpliwość co do jego bezstronności w danej sprawie. W tej sprawie wątpliwość co do bezstronności, wynikająca z poprzedniego zatrudnienia prokurator Elżbiety Pieniążek, jest obiektywnie uzasadniona.
Prokuratura nie zawsze podziela to, co ustali CBA.
Tutaj mam do czynienia z sytuacją, w której prokurator prowadzi, nadzoruje postępowanie przygotowawcze z zawiadomienia szefa CBA, a uprzednio była w tej instytucji zatrudniona. W instytucji tej, podobnie jak w prokuraturze, obowiązuje podległość służbowa i zasada hierarchicznego podporządkowania. Tym samym trudno mówić, że prokurator Pieniążek miała możliwość wyrobienia w sobie „nawyku niezależności”.
Z ustaleń CBA wynika, że wszedł pan w posiadanie certyfikatów nabycia dzieła sztuki. Dzisiaj wiadomo, że inwestycję oferowała piramida finansowa, na której ludzie stracili ok. 300 mln zł, a pan zarobił.
Za radą mojego doradcy ubezpieczeniowego zainwestowałem posiadane środki w kupno rzeźby, przy czym po krótkim czasie sprzedałem ją, zarabiając na tym ok. 10 tys. złotych. Inwestycja została wykazana w ramach rubryki posiadane środki finansowe, ponieważ oświadczenie jest składane według stanu na dzień jego złożenia. W okresie składania oświadczenia majątkowego nie miałem ustawowego obowiązku wykazywania ruchomości o wartości powyżej 10 tys. zł.
Nic nie wiedziałem o tym, że podmiot zajmujący się profesjonalną sprzedażą dzieł sztuki ma jakikolwiek problem z prawem. Wszystkie moje transakcje są w tym zakresie prawnie starannie udokumentowane.
Szef skarbówki powinien być bardziej zapobiegawczy.
Miałem zaufanie do agenta, który mnie przez wiele lat obsługiwał. Być może moim błędem był brak weryfikacji tej propozycji, ale jak mówiłem wcześniej, nie miałem zbyt wiele czasu na zajmowanie się swoim sprawami, decyzje musiałem podejmować szybko i chyba też zabrakło mi wyobraźni, że ktoś może zrobić piramidę finansową w handlu dziełami sztuki.
Czy miał pan informację, że piramidą finansową interesują się organy ścigania?
Jak wspomniałem, inwestycję zrealizowałem za radą zaufanego pośrednika, stąd nie weryfikowałem wiarygodności podmiotu, od którego kupiłem rzeźbę. W tym przypadku, podobnie jak i w poprzednich, żadna ze służb nie poinformowała mnie o jakichkolwiek zagrożeniach czy ryzykach z kupnem rzeźby. ©℗

>>> POLECAMY: „Andrzej oszalał”, ale dopiął swego. A prezes nadwyrężył opinię, że jest wszechwładny [OPINIA]