W obliczu rozwijającej się epidemii koronawirusa i stagnacji na międzynarodowych rynkach, niemiecki rząd nadal utrzymuje twardą politykę fiskalną.

Ta powściągliwość w działaniach najprawdopodobniej potrwa tak długo, jak długo ryzyko wirusowych powikłań gospodarczych będzie tymczasowe i ograniczone. Niemcy słyną z odwiecznej niechęci do zadłużania budżetu państwa. Dlatego podczas kryzysu finansowego w 2008 roku reagowali na wszystkie rynkowe wstrząsy zdecydowanie wolniej. Obecnie podjęcie zbyt opieszałych działań antykryzysowych może frustrować pozostałych członków G7.

>>> Czytaj również: Wskaźnik PMI dla sektora usług Niemiec spadł do 52,5 pkt w lutym wg fin. danych

Po pierwsze: nie angażować się zanadto

W niedzielę wieczorem zakończył się siedmiogodzinny maraton rozmów kryzysowych między politykami niemieckiej koalicji. W jego trakcie ustalono sposoby pomocy przedsiębiorstwom zagrożonym zwolnieniami pracowników oraz zwiększenie poziomu przyszłorocznych inwestycji. Skoncentrowano się raczej na łagodzeniu ciosów ekonomicznych dla firm niż wspieraniu konsumpcji. Pakiet pomocowy nie zawiera nawet wzmianki o ewentualnym przyspieszeniu zaplanowanego obniżenia podatku dochodowego.

Reklama

Brak danych o szkodach, jakie epidemia koronawirusa spowodowała w niemieckiej gospodarce może - zdaniem jednego z przedstawicieli partii CDU Kanclerz Merkel - utrudniać wsparcie ze strony ustawodawców dla dalszych działań fiskalnych. A tylko poważny kryzys gospodarczy skłoniłby Berlin do wygenerowania silnego bodźca fiskalnego. Opublikowane w poniedziałek statystyki produkcji przemysłowej sugerują odbicie gospodarki niemieckiej w styczniu, przy rekordowo niskim bezrobociu i braku potencjalnych oznak jego wzrostu.

Co na to Unia Europejska?

Zdaniem ekspertów z Bloomberg.com europejskim rządom nie uda się zapobiec negatywnemu wpływowi koronawirusa na gospodarkę. Utrzymując przepływ kapitału i uzupełniając dochody, można spróbować uniknąć niepotrzebnych bankructw, co pomoże europejskiej gospodarce odbić się po wygaśnięciu epidemii.

Urzędnicy Europejskiego Banku Centralnego już wcześniej naciskali na bogate kraje, takie jak Niemcy, aby te przez pewien czas zwiększyły ilość działań aktywizujących gospodarkę. W zeszłym tygodniu Komisja Europejska została poinformowana, że głównym zagrożeniem związanym z wybuchem epidemii COVID-19 dla gospodarki europejskiej jest ryzyko wystąpienia „efektów kaskadowych” dla rynków poszczególnych krajów UE. Zawirowania, jakie powoduje koronawirus wymuszają na decydentach podjęcie pilniejszych kroków zaradczych.

>>> Czytaj też: Koronawirus w Niemczech: Większość społeczeństwa zadowolona z działań rządu

Jak uspokoić rynek?

Jednym ze sposobów walki z epidemią na europejskich rynkach jest obniżka stóp procentowych. Zdaniem francuskiego ministra finansów Bruno Le Maire Europa powinna przygotować się na „silny, masowy i skoordynowany” bodziec fiskalny. Teoretycznie zgadzają się z tym Niemcy, które podpisały się pod oświadczeniami G7 i Unii Europejskiej o stosowaniu środków fiskalnych „we właściwych przypadkach”. Ale Berlin nie zamierza zbytnio angażować swoich ciężko wypracowanych nadwyżek finansowych w ratowanie sąsiadów.

„Niemcy nie tworzą dobrej atmosfery, a to ryzyko, ponieważ Niemcy są potęgą gospodarczą” - powiedział Janwillem Acket, główny ekonomista Juliusa Baera w Zurychu. Mimo wszystko niemieccy urzędnicy chcą uniknąć działań mogących sygnalizować panikę. Zachęcają w mediach do zachowania zdrowego rozsądku. „Wszyscy powinniśmy nadal żyć, pracować, wydawać pieniądze - a przede wszystkim wydawać pieniądze” - można było przeczytać w poniedziałkowym wydaniu gazety Bild w Niemczech. „Korona (zapis oryginalny – przyp. red.) nie jest powodem, aby odkładać zakupy lub nie zamawiać nowego Golfa”.

>>> Czytaj też: Jak żyć w czasach zarazy? Wirusolog odpowiada na pytania ws. koronawirusa [ROZMOWA]