Rząd największego producenta ropy naftowej w Europie Zachodniej, który jest także najbogatszą gospodarką nordycką, analizuje, jakie środki stymulujące zastosować, by ograniczyć negatywny wpływ koronawirusa na handel i turystykę. Teraz pojawiło się kolejne zagrożenie, potencjalnie jeszcze bardziej niebezpieczne dla norweskiej gospodarki - kryzys naftowy. Przeciwdziałanie jego skutkom będzie wymagać o wiele większego wysiłku i nakładów.

„Jeśli gospodarka słabnie, może być miejsce na większe wydatki. Jednak wrócimy do tematu po oszacowaniu kosztów obecnie wdrażanych środków stymulujących” - powiedziała premier Erna Solberg w wywiadzie w Oslo. Przyznała też, że jej administracja może zrewidować październikowy budżet, ponieważ założenia dotyczące wzrostu powyżej trendu zaczynają rozmijać się z rzeczywistością.

>>> Czytaj też: Koronawirus trzęsie światem. Wzrosła liczba zakażonych w Polsce, tąpnięcie na giełdach

Bank Handelsbanken szacuje, że norweska gospodarka prawdopodobnie zacznie się kurczyć w następnym kwartale. Norwegia jest uzależniona od ropy i gazu, który odpowiada za ponad jedną trzecią eksportu. Po ostatniej panice na rynku ropy ekonomiści zareagowali ostrzegając, że w przyszłym tygodniu Norges Bank będzie musiał obniżyć stopy procentowe, potencjalnie nawet o pół punktu procentowego z obecnego poziomu 1,5 proc.

Reklama

Handelsbanken, Danske, Nordea i inne banki skandynawskie oczekują teraz, że bank centralny Norwegii obniży stopę referencyjną o co najmniej 25 punktów bazowych na następnym posiedzeniu 19 marca. W poniedziałek korona norweska straciła w relacji do euro około 5 proc.

>>> Czytaj też: Kreml gra va banque. Jak zakończy się wojna cenowa Moskwy z Rijadem?