Wielka Brytania przeszła z fazy powstrzymywania epidemii koronawirusa do jej opóźniania - ogłosił w czwartek premier Boris Johnson po posiedzeniu rządowego sztabu kryzysowego. Nie zdecydowano się jednak na razie na wprowadzenie drastycznych rozwiązań takich jak w innych krajach.

"To jest najgorszy kryzys zdrowotny od pokolenia. Niektórzy porównują to do grypy sezonowej, niestety nie jest to słuszne. Ze względu na brak odporności, ta choroba jest bardziej niebezpieczna. Będzie się dalej rozprzestrzeniać i muszę być szczery z wami, musze być szczery z brytyjską opinią publiczną, o wiele więcej rodzin straci przedwcześnie bliskich" - powiedział Johnson na konferencji prasowej.

W Wielkiej Brytanii z powodu koronawirusa zmarło jak dotychczas 10 osób, zaś potwierdzonych przypadków jest 596. Ale jak powiedział podczas tej samej konferencji główny doradca naukowy rządu Patrick Vallance, realna liczba zakażonych może sięgać 5-10 tysięcy. Dlatego w ramach nowo ogłoszonych środków testy będą koncentrować się wyłącznie na identyfikacji osób z wirusem przebywających w szpitalu.

W fazie opóźniania główna energia skupiona będzie na tym, by spowolnić epidemię, tak aby jej szczyt nie nakładał się na zwykłą sezonową grypę, co przeciwnym razie mogłoby doprowadzić do niewydolności systemu opieki zdrowotnej, a także aby dać więcej czasu na badania nad szczepionką przeciw wirusowi.

Faza opóźniania zakłada możliwość ogłoszenia działań zwiększających, jak to określono, dystans społeczny, czyli odwoływanie imprez masowych czy zachęcanie ludzi, by nie korzystali z komunikacji publicznej, ale na takie restrykcje jeszcze się nie zdecydowano.

Reklama

Zalecono, by wszystkie osoby, które wykazują choćby niewielkie symptomy choroby, jak kaszel czy płytki oddech, pozostały w domach przez co najmniej siedem dni. Zalecono także szkołom, aby odwołały wszystkie wyjazdy zagraniczne, zaś osobom w starszym wieku i cierpiącym na inne schorzenia - by zrezygnowały z wycieczek.

W odróżnieniu od wielu innych państw europejskich brytyjski rząd nie zdecydował się natomiast na zamykanie szkół ani na odwoływanie imprez masowych, w tym rozgrywek sportowych, choć nie wyklucza takiej możliwości na dalszym etapie. "Opinia naukowa jest taka, że ma to niewielki wpływ na rozprzestrzenianie się, ale stanowi obciążenie dla innych służb publicznych" - mówił Johnson.

Naczelny lekarz Anglii Chris Whitty wyjaśnił, że ponieważ walka z epidemią będzie długa, to właściwe jest, aby bardziej radykalnych kroków nie podejmować przedwcześnie. "Ludzie zaczynają z najlepszymi intencjami, ale entuzjazm w pewnym momencie zaczyna opadać" - powiedział Whitty.

Jak wyjaśniał, zamykanie wszystkiego teraz oznacza, że w momencie, gdy nadejdzie szczyt zachorowań ludzie mogą być już zmęczeni tymi działaniami prewencyjnymi, zamknięciem, brakiem kontaktów i społeczna czujność osłabnie. Tymczasem chodzi o to, by te najtrudniejsze społecznie kroki trafiły w moment szczytu epidemii, tak by wówczas zminimalizować jej skutki.

Vallance wyraził przypuszczenie, że ten szczyt w Wielkiej Brytanii nadejdzie za 10-14 tygodni.

Władze Szkocji zdecydowały się jednak na pośrednie rozwiązanie. Szefowa szkockiego rządu autonomicznego Nicola Sturgeon, która również brała udział w posiedzeniu sztabu kryzysowego, zaleciła, by szkoły pozostały otwarte, ale by odwołać wszystkie zgromadzenia publiczne, gdzie liczba uczestników przekracza 500.