W niedzielę odbędzie się we Francji pierwsza tura wyborów samorządowych. Prezydent, rząd i opozycja apelują do Francuzów o udział w głosowaniu mimo rozprzestrzeniania się koronawirusa, obowiązywania zakazu zgromadzeń powyżej 100 osób i zamykania szkół.

Francuska klasa polityczna popiera decyzję prezydenta ogłoszoną w ubiegłą niedzielę w orędziu telewizyjnym, które obejrzało 25 mln Francuzów. Prezydent zaapelował o udział w wyborach, podobnie, jak premier i minister spraw wewnętrznych.

"Jeśli ludzie nie boją się robić zakupów, nie będą się bali głosować" – podsumował utrzymanie daty wyborów premier Edouard Philippe w TF1 w piątek.

Minister spraw wewnętrznych, dawny bliski współpracowników prezydenta, Christophe Castaner stwierdził w mediach, że spodziewa się około 60-procentowej frekwencji i nie obawia się o zdrowie Francuzów

Prezydent Emmanuel Macron konsultował decyzję utrzymania daty pierwszej tury wyborów 15 marca z przewodniczącymi Senatu i Zgromadzenia Narodowego, rządem i opozycją.

Reklama

Nestor francuskiej prawicy, przewodniczący Senatu z opozycyjnych Republikanów Gerard Larcher zagroził, że w przypadku przesunięcia terminu wyborów publicznie wyrazi swój sprzeciw – informują francuskie media.

"Senat musiałby zaaprobować ustawę o zmianie daty wyborów, a zapewne by tego nie zrobił. Decyzja byłaby skomplikowana, a niska frekwencja towarzyszyła już wyborom parlamentarnym w 2017 roku (48 proc. w I turze) oraz samorządowym w 2014 r (63,5 proc. w I turze)" – tłumaczy PAP politolog prof. Luc Rouban z paryskiego Science Po.

Początkowo przeciwni utrzymaniu daty wyborów deputowani skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego , w piątek wypowiadali się już koncyliacyjne na ten temat, jak m.in. wiceprzewodniczący ZN eurodeputowany Jordan Bardella.

Sekretarz generalny partii Zielonych EELV Julien Bayou stwierdził, że w czasach epidemii należy być ostrożnym, ale głosować można.

Nawet zawsze przeciwny prezydentowi i rządowi Jean-Luc Melenchon, przewodniczący skrajnie lewicowej Francji Nieujarzmionej stwierdził na konferencji prasowej, że nie jest przeciwny wyborom w ustalonym terminie. "Jesteśmy wolnymi ludźmi i żyjemy w państwie demokratycznym. Nie czas na polemikę". Sprzeciwu nie wyrazili ani socjaliści, ani Marine Le Pen ze Zjednoczenia Narodowego.

"To będą pierwsze wybory w czasach pandemii, sprawdzian demokracji" – podsumowuje ostatnie dni kampanii wyborczej dziennik "Le Figaro" w sobotę.

Liczba zakażonych SARS-CoV-2 we Francji według ostatniego bilansu wynosi łącznie 3661, 79 osób już zmarło, a 154 znajdują się w stanie ciężkim.

>>> Czytaj też: Pandemia koronawirusa. To nie jest kryzys, jaki znamy