Jeśli któryś z czterech operatorów zrezygnuje z udziału lub odpadnie po formalnym etapie, wolny blok zostanie rozdysponowany ponownie między zwycięzców pierwszej aukcji - powiedział.

Aukcja na cztery bloki po 80 MHz z zakresu 3,4-3,8 GHz ruszyła 6 marca. Jak wskazał szef Urzędu Komunikacji Elektronicznej, na razie operatorzy mają czas na złożenie ofert wstępnych. Po 23 kwietnia Urząd oceni je pod względem formalnym. Zdaniem Marcina Cichego paradoksalnie jest to etap, którego nie należy bagatelizować.

"W historii Urzędu zdarzało się, że operator popełniał błędy formalne w przygotowaniu oferty np. źle numerował strony, czy błędnie poświadczał dokumenty za zgodność z oryginałem" - powiedział Marcin Cichy, zaznaczając, że nie ma możliwości, jak np. w postępowaniu administracyjnym, uzupełniania braków formalnych już po złożeniu dokumentów. "Jeśli zdarza się błąd – operator odpada" - podkreślił prezes UKE.

Operatorzy zakwalifikowani do drugiego etapu przejdą szkolenie z obsługi systemu aukcyjnego, oraz będą uczestniczyli w zdalnej aukcji próbnej. "Jest to aukcja elektroniczna na platformie informatycznej dostarczonej przez firmę zewnętrzną. Operatorzy licytują w swoich siedzibach, a eksperci UKE nadzorują proces z naszego centrum zarządzania. Po ćwiczeniach symulacyjnych operatorzy przystąpią do realnego podbijania ceny" - opisywał Marcin Cichy.

Reklama

Przypomniał, że do wylicytowania są cztery bloki po 80 MHz z zakresu 3,4-3,8 GHz, a w aukcji wezmą udział prawdopodobnie cztery podmioty. "Operator może złożyć ofertę w danej rundzie tylko na jeden blok, ale w kolejnych rundach może podbijać jego cenę lub przenosić ofertę między pozostałymi blokami" - mówił.

Jak dodał, aukcja kończy się, gdy nikt nie wykona ruchu – tzn. nie podbije ceny, nie zmieni bloku, ani nie wykorzysta żadnej z pięciu opcji uprawniających do niezłożenia oferty w rundzie.

"Cena wywoławcza każdego bloku wynosi 450 mln zł, jednak bloki są zróżnicowane jakościowo. Dwa posiadają większą dostępność widma w początkowych latach rezerwacji, stąd teoretycznie można się spodziewać ich nieco wyższej ceny ostatecznej" - powiedział szef UKE, który spodziewa się, że spółki w pierwszej kolejności będą walczyć o "lepsze" bloki, ale gdy dojdą do wniosku, że ich kwota przekracza wartość użytkową, wrócą do "gorszych" bloków.

Pytany o prognozowany czas trwania aukcji Marcin Cichy wskazał, że operatorzy mogą w każdej rundzie podbijać ceny o 2, 4, 6, 8 i 10 proc., a w ciągu dnia może odbyć się kilka rund. "Z tego wynika, że aukcja może nawet zakończyć się po kilku rundach już pierwszego dnia, może też potrwać kilka dni. Taki scenariusz odzwierciedla nasza prognoza przychodów, gdzie cena wywoławcza za 4 bloki wynosi łącznie 1 mld 800 mln zł, a przewidywane wpływy do budżetu państwa to 1 mld 914 mln zł" - wskazał.

Zauważył, że w przeciwieństwie do prowadzonej przez Urząd przed pięcioma laty aukcji LTE, która trwała wiele miesięcy, w obecnej - pasma C założenia i przedmiot licytacji są mniej skomplikowane, a strategie operatorów prostsze do oszacowania.

"Wbrew spekulacjom o fiskalnych motywach, zdecydowaliśmy się na aukcję wyłącznie, aby zminimalizować ryzyko nierozdysponowania czterech bloków między czterech operatorów. W przetargu nie ma miejsca na korektę decyzji, o który blok zabiegać. W aukcji można zaś zmienić preferencje w kolejnej rundzie negocjacji. Już rok temu zdecydowaliśmy, że aukcja UKE nie będzie skokiem na kasę. Ma zapewnić maksymalizację korzyści konsumentów wszystkich sieci mobilnych poprzez równomierny wzrost dobrobytu społecznego" - mówił Cichy.

Jak wyjaśnił, gdyby okazało się, że któryś z czterech bloków (po 80 MHz każdy) nie znajdzie nabywcy, zostanie podzielony między zwycięzców obecnej aukcji w kolejnym postępowaniu dystrybucyjnym, tak by każdy miał szansę na uzyskanie docelowo po 100 MHz. Dodatkowe 20 MHz zasili także tzw. blok zerowy, który obecnie nie podlega dystrybucji.

"Chcemy zachować rynkową równowagę, żaden z operatorów nie musi być wykluczony z wdrożenia 5G w Polsce, ale też nie chcemy doprowadzić do zbyt dużej przewagi technologicznej, którą spowodowałaby kumulacja np. 160 MHz. Mamy w Polsce czterech graczy, którzy gwarantują konsumentom bardzo konkurencyjny rynek i zależy nam, by utrzymać obecny poziom satysfakcji konsumentów" - podkreślił prezes UKE.

Zdaniem Marcina Cichego prawdopodobieństwo, że któryś z operatorów nie wystartuje w aukcji, jest niskie, gdyż bez pasma C nie da się efektywnie zbudować 5G w Polsce. "Można próbować przekonywać klientów do 5G opartego na alternatywnych zasobach 2,1 czy 2,6 GHz, ale taka filozofia nie obroni się wobec usług budowanych z wykorzystaniem 3,6 GHz" - powiedział Cichy.

W jego ocenie "konkurenci nie przegapią okazji, aby takiego operatora zweryfikować, na sile przybierze walka marketingowa, także regulator będzie musiał kontrolować obowiązki informacyjne dostawców usług". W opinii prezesa URE operator odrzucający pasmo C, skazałby swoich klientów na usługową degradację, a to pierwszy krok do ich utraty.

Według Cichego nie ma też obaw, że w drodze porozumienia operatorzy podzielą bloki między siebie jeszcze przed licytacją. "Byłoby to ryzykowne i czytelne dla organów państwa" - podkreślił Cichy, ale przyznał, że zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa możliwa jest sytuacja, że operatorzy skutecznie obstawią wszystkie bloki już w pierwszej rundzie, w takim przypadku aukcja zakończy się bardzo szybko.

Szef UKE powiedział też, że proces przydziału częstotliwości powinien zakończyć się najpóźniej do końca sierpnia, chociaż teraz trudno przewidzieć ryzyka płynące z zagrożenia koronawisurem w Polsce. Termin na złożenie ofert wstępnych pozostaje bez zmian i upływa 23 kwietnia br. o godz. 15.

>>> Czytaj też: Oszczędności masowo uciekają przed inflacją