Metro zamknięto nie tylko w Kijowie, ale też w Charkowie i Dnieprze. Dodatkowo zarządzono, by w miastach środkami komunikacji mogło jeździć jednocześnie tylko po 10 pasażerów, w maseczkach ochronnych.

W środę, pierwszego dnia obowiązywania zmian, ukraińskie media społecznościowe zalały zdjęcia przedstawiające autobusy i busy (tzw. marszrutki) pełne pasażerów.

"W teorii jest ten zakaz, ale w praktyce... sama pani widzi. Nikt tego nie pilnuje" - mówi PAP sprzedawca biletów w autobusie miejskim. Jego autobus czeka na odjazd na przystanku. Do środka wsiadło kilka-kilkanaście osób, nikt nie liczy pasażerów. "Pani wsiada, to sama się przekona, jak to wygląda" - dodaje, gasi papierosa, i wraca do pracy.

Władze proponują, by wzywać policję, jeśli kierowca wpuszcza do środka więcej niż 10 osób, a gdy to pasażerowie wchodzą mimo zakazu i nie chcą opuścić pojazdu - policję winien wezwać kierowca.

Reklama

"Tak, po 10 osób... To trzeba by do rana na marszrutkę czekać!" - skarży się ekspedientka w lokalnej drogerii.

"Co to ma być? Piętnasty, szesnasty wysiada...!" - krzyczy zaaferowany policjant, wskazując na tramwaj na placu Kontraktowym, z którego wysiadają pasażerowie. "To nie mój wagon, ja nic nie wiem" - odpowiada motornicza. "Tak, nie pani wagon!?" - złości się policjant.

"Miałam jechać opłacić rachunki na stację Mińska, nie wiem jak tam dotrzeć, kiedy metro nie działa. Może pani wie?" - pyta PAP obładowana zakupami staruszka.

Media zwracają uwagę, że to drugi raz w historii metra w Kijowie, kiedy jego ruch całkowicie wstrzymano. Poprzednio kolejka nie jeździła podczas rewolucji w 2014 r.

"Nie, nie, pani już nie wsiada, jedenasta by pani była!" - krzyczy do chcącej wejść do tramwaju dziewczyny motornicza.

Nie tylko ograniczenia dotyczące liczby pasażerów nie są do końca przestrzegane. Mimo nakazu, jedynie część osób w środkach komunikacji ma na sobie maseczki. Pasażerowie zwracają uwagę, że masek nie można kupić w aptekach. Tak samo nie można zdobyć żeli dezynfekujących, a w niektórych aptekach trudno też kupić leki z paracetamolem.

"Już dawno wszystko wykupione" - informuje PAP farmaceutka w jednej z kijowskich aptek. "Masek i żeli nie ma!" - głosi napis na kartce, przyklejonej do drzwi jednej z aptek w kijowskiej dzielnicy Podół.

Władze zamknęły w związku z koronawirusem m.in. instytucje kultury, galerie handlowe, siłownie, kawiarnie czy bary. Część z nich całkowicie nie działa, niektóre świadczą usługi dowozu albo serwują napoje i posiłki na wynos. Serwisy dowożące jedzenie ogłaszają zniżki i przypominają o możliwości bezkontaktowego odbioru zamówienia.

"Niestety jesteśmy zamknięci. Czekamy na dobre wiadomości", "Dbajcie o siebie i bliskich! Nie upadajmy na duchu" - można przeczytać na drzwiach zamkniętych lokali.

Otwarte pozostają sklepy spożywcze, apteki i stacje paliw. Media informowały w ostatnich dniach o wykupywaniu soli, zapałek, papieru toaletowego, produktów mącznych czy kaszy. W sklepach na Podole nie można jednak narzekać na brak produktów.

"Jest mniej więcej tyle samo zamówień, co zawsze, ale rozwozimy więcej drobnych rzeczy. Dzisiaj nie mamy na załadunku papieru toaletowego, ale wczoraj to sporo papieru woziliśmy!" - mówi PAP dostawca jednego ze sklepów. "Czy się boimy? - Jeździmy, nie ma wyjścia" - podkreśla zrezygnowany.

Z Kijowa Natalia Dziurdzińska (PAP)