Prowadzę lokal od sześciu lat i nigdy nie sądziłem, że będę musiał mierzyć się z czymś takim – mówi warszawski restaurator, który właśnie zwolnił wszystkich pracowników.

Jak pan ocenia pakiet wsparcia, który przygotował rząd? Czy to coś zmienia, jeśli chodzi o prowadzenie pańskiego biznesu?

Dla mnie w tej chwili najważniejsze jest, czy da się obniżyć koszty stałe przy spadku przychodów do zera, z czym właśnie mamy do czynienia. Taki stały koszt to np. składki na ZUS – więc zapowiedź ich umorzenia to bardzo dobry ruch. Ale takim kosztem jest też czynsz. W małych miastach może nie jest to aż tak wielkim obciążeniem, ale w dużych, takich jak Warszawa, szczególnie w atrakcyjnych lokalizacjach czynsze są ogromne. Taki stały koszt może bardzo szybko zabić w obecnej sytuacji. Owszem, przewidziane jest działanie osłonowe, ale z tego, co zdążyłem przeczytać w pakiecie jest mowa o obowiązkowej obniżce przez właścicieli obiektów o łącznej powierzchni powyżej 2000 metrów kwadratowych. A co jeśli restauracja jest w kamienicy, która nie ma 2000 metrów kwadratowych? Ona nie może już liczyć na obniżkę?

Ile płaci pan czynszu miesięcznie?

Moja restauracja jest malutka, ma około 100 metrów kwadratowych powierzchni, a czynsz to około 15 tys. złotych. I dla mnie to już jest nóż na gardle. A w bardziej reprezentacyjnych miejscach w Warszawie – na Chmielnej, czy na Nowy Świecie – czynsze są kilkukrotnie wyższe.

Reklama

>>> Czytaj też: Związki pracodawców: Tarcza antykryzysowa wymaga zmian. "Kuriozalne propozycje"

Obecny przestój trwa od połowy marca. Ile jest pan w stanie wytrzymać?

Zacznijmy od tego, że kryzys w gastronomii nie zaczął się w połowie marca, a znacznie wcześniej. Wybuch i rozszerzanie się epidemii na świecie bardzo negatywnie wpłynęły na ruch turystyczny. Obroty spadły nam już w styczniu i w lutym, bo nie przyjechali turyści. A u mnie około 70 proc. klientów stanowili cudzoziemcy. Żeby wyjść na zero muszę mieć około 3000 zł dziennego obrotu. A w marcu przed zamknięciem miałem 700-800 zł. Przychody więc były niższe, co sprawiło, że nie dało się zrobić żadnego zaskórniaka na wypadek takiego uderzenia, jakie mamy dzisiaj. Ile wytrzymam? Powiem tak: w branży panuje opinia, że jeśli się otworzymy w tym roku, to będzie świetnie. Bo załóżmy nawet, że z końcem maja nastąpi zniesienie blokad – ale kto o zdrowych zmysłach będzie chciał pójść do restauracji przy tak dużej panice, jaką wywołuje epidemia? Kiedy wrócą klienci? To potrwa jeszcze kilka miesięcy. Czy firmy, które wcześniej wynajmowały nasze restauracje na firmowe eventy, będą to robić, czy raczej nie, by nie generować ryzyka? A poza tym każda z nich będzie dokładnie oglądała każdą złotówkę, zanim ją wyda, bo przecież kryzys dotknie wszystkich. I organizowanie eventów to pierwsza rzecz, na jakiej będą oszczędzać.

Wróćmy do rządowego pakietu – skorzysta pan z tej pomocy?

Szczerze mówiąc miałem nadzieję na większą pomoc, liczyłem na to, że umorzenia obejmą wszystkie daniny publiczne, czyli podatki też i uda się to jakoś przetrwać bez zwalniania kogokolwiek. Ale gdy okazało się, że większość propozycji to tylko opóźnienie obowiązku zapłaty o kilka miesięcy, to w zasadzie stało się jasne, że nie przezimuję tak łatwo. Skąd miałbym wziąć za dwa-trzy miesiące pieniądze na zapłatę zaległych podatków? Dlatego w piątek spotkałem się z pracownikami i zwolniłem wszystkich – z mojej winy, tak, by mogli dostawać zasiłek dla bezrobotnych przez trzy miesiące. Bo nawet nie mam pewności, czy na umorzenie składek na ZUS się załapię. Mogą na to liczyć mikrofirmy, zatrudniające maksymalnie 9 osób. Ale ja zatrudniam 12 osób, z tego trzy na umowę zlecenie, reszta jest – czy też była – na etatach. Jeśli liczyć tylko etaty, to pewnie umorzenie by mnie objęło, ale jeśli wszystkie formy zatrudnienia, to już nie. Dla mnie to nie jest jasne, a nie mam płynności, by wypłacać pensje pracownikom w warunkach przestoju.

Jak decyzję o zwolnieniu przyjęli pracownicy?

Przyznam, że bardzo bałem się tej rozmowy. Prowadzę restaurację od sześciu lat i nigdy nie zakładem, że będę musiał zmierzyć się z czymś takim. Ale ludzie podeszli do tego z dużym zrozumieniem. Przecież widzą co się dzieje. Nastroje są takie, że gdy będziemy ruszać, to wszyscy wracają.

I co dalej?

Kilka dni temu wyłączyliśmy chłodnie, jedzenie rozdzieliliśmy między pracowników, żeby się nie zepsuło. Teraz czekamy. Bardzo liczę na obniżkę czynszu, bo bez tego mogę utrzymać lokal jeszcze przez miesiąc-dwa. Potem koniec. Pewnie ci, którzy wynajmują lokale od miasta, są w nieco lepszej sytuacji, bo miasto szybciej będzie w stanie pójść im na rękę. Ale negocjowanie stawek na rynku nie jest takie proste.

*rozmówca prosił o zachowanie anonimowości

>>> Czytaj też: Jak państwa mogą sobie poradzić z epidemią koronawirusa? Oto 5 najważniejszych wniosków [RAPORT BBC]