We Francji należałoby produkować 100 mln masek ochronnych miesięcznie, aby sprostać potrzebom służb medycznych i wszelkich instytucji i firm, w których noszenie ich jest teraz wymagane - pisze Juliette Garnier we francuskim dzienniku "Le Monde".

Wielkie i małe firmy próbują przestawić się na produkcję masek, ale jest to znacznie trudniejsze niż np. produkowanie płynów i żeli dezynfekujących, ponieważ wymagany jest atest generalnej dyrekcji ds. zdrowia (DGA) we francuskim ministerstwie zdrowia i solidarności.

Chodzi zwłaszcza o modele FFP2 i FFP3. We Francji tylko cztery firmy mają certyfikaty uprawniające do produkcji model FFP2 i to, że znacznie zwiększyły moce przerobowe, wciąż nie wystarcza.

Wiele firm podjęło się szycia prostszych maseczek, nie przepuszczających kropelek śliny, ale nie mają one takich właściwości jak maseczki z wyszymi certyfikatami.

Reklama

Produkcję masek chroniących przed koronawirusem spowalnia konieczność ich weryfikowania w jednym tylko laboratorium DGA we Francji, które - zanim wyda certyfikat - sprawdza gramaturę materiałów i technologię produkcji - wyjaśnia "Le Monde".

Laboratorium DGA tymczasem "ugina się pod wnioskami o atesty. Na razie tylko dwa prototypy (masek) otrzymały tzw. właściwą ocenę charakterystyki" - pisze Garnier.

"Na początku epidemii koronawirusa było (w rezerwach) 117 mln masek chirurgicznych" - powiedział w wywiadzie dla telewizji TF1 premier Francji Edouard Philippe, jednak tempo ich codziennego zużycia jest "większe od przewidywań i resort zdrowia musiał zamówić 250 mln sztuk. Import z Chin jest niewystarczający, by zrealizować takie zamówienie" - relacjonuje Garnier.

Z kolei w artykule "Jak najbogatszemu krajowi świata zabrakło masek za 75 centów" komentator "New York Timesa" Farhad Manjoo ocenia, że pewien model kapitalizmu "pożarł" zdolność Ameryki do przygotowywania się do kryzysów zdrowotnych na taką skalę.

"Dwie dekady temu prawie całe wyposażenie ochronne szpitali było produkowane w kraju, ale - jak większość przemysłu odzieżowego i firm z sektora konsumenckiego - produkcja masek została całkowicie przeniesiona za granicę" - przypomina Manjoo i podkreśla, że 80 proc. światowej produkcji masek odbywa się w Chinach.

Drugą cechą preferowanego modelu ekonomicznego Ameryki, stawiającego na optymalizację kosztów, jest tworzenie takiego łańcucha dostaw, by w magazynach było jak najmniej towarów, co obniża koszty składowania - kontynuuje Majoo.

W łańcuchu dostaw "z definicji nie będzie dużo zapasów, ponieważ wszyscy chcą niskich kosztów" - mówi w wywiadzie dla Manjoo szef firmy Premier, zajmującej się dostawami dla szpitali, Michael J. Alkire.

Gdy na początku roku koronawirus zaczął rozprzestrzeniać się w Chinach "globalne braki materiałów ochronnych wydawały się już nieuniknione. Ale wtedy było za późno na to, by amerykański rząd mógł coś zrobić z tym problemem" - pisze Manjoo; przypomina, że gdy zaczęło brakować masek w samych Chinach, Pekin ograniczył eksport sprzętu medycznego i środków ochronnych.

Co więcej, amerykańskiej władze po prostu nie przygotowały się wcześniej na wybuch epidemii i nie stworzyły rezerw niezbędnych środków - konkluduje Manjoo.

>>> Czytaj też: Świat potrzebuje dziesięć razy więcej respiratorów niż jest dostępnych na rynku