Nie tak miało być. Gdy w 166 r. rzymscy legioniści powracali do domu z dalekiej Mezopotamii po potyczkach z Partami, Imperium było w rozkwicie. Nikt nie przypuszczał, nawet żadna stęskniona żona, że niosą ze sobą coś więcej niż zwycięstwo. A nieśli VARV – wirus z rodziny pokswirusów (duże, o skomplikowanej budowie) wywołujący ospę prawdziwą. Epidemia, która wówczas wybuchła, trwała 25 lat, zabijając ok. 5 mln mieszkańców. Wskaźnik śmiertelności sięgał 25 proc. W samym Rzymie okresami notowano 2 tys. zgonów dziennie. Choroba powaliła nawet Lucjusza Werusa, cesarza i dowódcę, który pokonał Partów.
Epidemia ospy była jednym z najważniejszych wydarzeń, jakie przyczyniły się do upadku Rzymu. Przeszła do historii jako plaga Antoninów, od nazwy rządzącego w czasie jej trwania cesarskiego rodu. Dlaczego o tym przypominam? Żeby zdezawuować zagrożenie z powodu koronawirusa SARS-Cov-2, pokazując, że inni, dawniej, mieli gorzej? Nie. Chodzi o to, by pokazać, że nawet w trakcie kataklizmu, który paraliżuje całą cywilizację, można zachować trzeźwość umysłu. Zrobił to przecież cesarz Marek Aureliusz, który podczas zarazy współrządził Rzymem z Lucjuszem Werusem. I zostawił po sobie instrukcje, jak to zrobić. Są one zawarte w „Rozmyślaniach” – klasyce literatury filozoficznej, wykładni praktycznego stoicyzmu. To bogate w treść 57 stron o tym, jak uodpornić się na szaleństwo. Teraz, jeszcze bardziej niż zwykle, potrzeba nam takich intelektualnych kompasów. Wybór właściwych autorytetów to konieczność, jeśli chcemy jako jednostki i wspólnota wyjść z kryzysu obronną ręką.
Pozostałą część tekstu możesz przeczytać w piątkowym weekendowym wydaniu DGP.