Wśród osób przyglądających się temu, co dzieje się na warszawskiej giełdzie, popularną zabawą były w ostatnim czasie historyczne analogie wynikające ze spadków WIG20, głównego indeksu GPW. W ostatniej dekadzie lutego spadł poniżej 2 tys. pkt – a więc giełda znalazła się w XX w. Kilka dni później była już przed rozbiorami. Szło szybko, bo w połowie marca mieliśmy nawet rozbicie dzielnicowe (XIII w.). W czasie pisania tego tekstu król Kazimierz Jagiellończyk prowadził wojnę trzynastoletnią z Krzyżakami. W XV w. Królestwo Polskie było potężne, ale WIG20 w okolicach 1460 pkt to nie oznaka siły. Poprzednio w tych okolicach był 17 lat temu.
17 lat temu byliśmy po kryzysie związanym z pęknięciem bańki internetowej. Później było kilka lat prosperity (i w Polsce, i na świecie) i wpadliśmy w kolejny globalny kryzys finansowy. Ten zmienił warunki, w jakich funkcjonowały rynki finansowe (wcześniej o zerowych czy nawet ujemnych stopach procentowych raczej się nie myślało, po ostatnim – pardon: poprzednim – krachu zerowe stopy nie są niczym nadzwyczajnym), ale gdy minął, akcje na światowych giełdach znów zaczęły iść w górę.

Pozostałą część tekstu możesz przeczytać w piątkowym weekendowym wydaniu DGP.