Do tarczy antykryzysowej dopisano zmiany w ordynacji wyborczej.
No i?
Skandal, tak się nie robi.
Nie komentuję polskich spraw, ale w Ameryce tradycja dopisywania przeróżnych rzeczy do ustawy, na której zależy prezydentowi, jest stara jak parlament.
Reklama
Mogą tak po prostu dopisać, bez ograniczeń?
W 2005 r. grupa parlamentarzystów chciała wprowadzić obowiązek posiadania swoistych dowodów osobistych – Real ID. Projekt padł, no to go dopisali do ustawy o wynagrodzeniu dla żołnierzy za walkę z terrorem i nikt nie odważył się zaprotestować.
Do czego?! U nas by uznano, że to łamanie zasad.
W Ameryce wykorzystywanie takich okazji spotyka się od czasu do czasu z krytyką, ale nie robi to na nikim wielkiego wrażenia.
Tacy są twardzi?
Nie, po prostu taki sposób działania jest przyjęty jako norma stosowana raz przez jedną, raz przez drugą stronę, w zależności od układu sił w Kongresie i Białym Domu. Raz to jest na korzyść moją, raz na twoją, nie ma co się pieklić.
Prezydent jest wobec takich praktyk bezsilny?
Były próby przyznania prezydentowi line-item veto, czyli prawa weta nie całych ustaw, lecz ich fragmentów. To nie przeszło, bo Sąd Najwyższy uznał to za niekonstytucyjne i jest po staremu: prezydent może albo przyjąć całą ustawę, albo ją zawetować.
Cały wywiad z Zbigniewem Lewickim przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP