W Szwecji mimo kryzysu służby zdrowia oraz doniesień o personelu medycznym, który w walce z koronawirusem naraża życie, więcej osób chce zostać lekarzem lub pielęgniarką - pisze w piątek "Dagens Nyheter".

Ze statystyk cytowanych przez największy szwedzki dziennik wynika, że w porównaniu z ubiegłym rokiem o 23 proc. więcej chętnych zgłosiło się na studia lekarskie - 4895 osób. Podobnie w przypadku studiów pielęgniarskich, gdzie odnotowano wzrost liczby podań o 26 proc. - 7293 osób, a także na wydziałach kształcących analityków laboratoryjnych, na które zgłosiło się o 19 proc. więcej osób - 1133. We wszystkich przypadkach nie minął jeszcze termin rekrutacji.

Według Rogera Kintha, dyrektora kształcącej pielęgniarki Szkoły Wyższej Ersta Skoendal Braecke w Sztokholmie, doniesienia medialne o trudnościach, jakie obecnie napotykają pracownicy służby zdrowia paradoksalnie przyczyniają się do wzrostu zainteresowania zawodami medycznymi.

"Wiele osób chce się zaangażować i coś zmienić" - uważa Klinth. Z drugiej strony, jak zauważa wpływ może mieć również podejście pragmatyczne. "W czasie kryzysu zauważalne jest poszukiwanie zawodów, które zapewniają stabilność zatrudnienia" - podkreśla.

Podobną opinię wyraża Heidi Stensmyren, przewodnicząca Szwedzkiego Związku Zawodowego Lekarzy. "Sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy pokazała, że zawód lekarza ma charakter globalny i że cały świat może być miejscem pracy" - twierdzi Stensmyren.

Reklama

Dodaje, że wpływ na zainteresowanie młodych ludzi zawodami medycznymi mogą mieć także codzienne relacje z konferencji prasowych Urzędu Zdrowia Publicznego, na których wypowiadają się epidemiolodzy. "Pokazują oni, że można być lekarzem i odpowiadać za zdrowie społeczeństwa, a jednocześnie nie mieć bezpośredniego kontaktu z pacjentami" - stwierdza.

Od lat wielu przyszłych szwedzkich lekarzy z powodu ograniczonych możliwości systemu edukacji w Szwecji kształci się na płatnych studiach na uczelniach medycznych w Polsce.

>>> Czytaj też: To historyczny moment dla Europy. "Koronaobligacje" wzmocnią strefę euro. Albo ją zniszczą