Mniejszy popyt i wzrost podaży muszą prowadzić przynajmniej do wyhamowania wzrostu cen
Co najmniej jeden motor napędzający w poprzednich kwartałach rynek mieszkaniowy zaczął właśnie się krztusić. To tzw. najem krótkoterminowy, czyli wynajmowanie mieszkań na dzień lub dwa za pomocą platform takich jak Airbnb. Najem tego typu został zakazany, co automatycznie postawiło pod znakiem zapytania opłacalność zakupu mieszkań w tym właśnie celu. Z obserwacji ekonomistów działających w projekcie DeLAB Uniwersytetu Warszawskiego wynika, że w ostatnich dniach wystąpiły równocześnie dwa zjawiska. Pierwsze to duży wzrost ofert najmu długoterminowego, co by sugerowało, że wynajmujący do tej pory mieszkania na krótko zmieniają swój profil działalności. Drugie to spadek stawek oferowanych na Airbnb. W samej Warszawie wyniósł on ok. 8 proc.
Inne niekorzystne dla rynku nieruchomości zjawisko to ograniczenie dostępności kredytu. Może się to przekładać na spadek popytu na mieszkania kupowane na własne potrzeby. Kilka banków – jak PKO BP, BOŚ czy ING zwiększyło swoje wymagania minimalnego wkładu własnego.
Cały tekst przeczytasz w e-DGP