Polityka fiskalna ma teraz do odegrania aż trzy role. Po pierwsze – jest przydatna przy walce z pandemią koronawirusa, po drugie – ma ograniczyć rozmiary kryzysu, po trzecie – musi zadbać o popyt także długoterminowo – uważa Olivier Blanchard.

Były główny ekonomista MFW, wygłosił te tezy 6 kwietnia podczas webinaru dla Bendheim Center for Finance, czyli szkoły biznesu uniwersytetu Princeton. Markus Brunnermeier, który prowadził prezentację, uzupełniał ją o pytania widzów. Ciekawiło ich głównie to, jaki świat zastaną, gdy wyjdą z izolacji.

– Będą różnego rodzaje rankingi, odporni (na koronawirusa – przyp. red) będą bohaterami, inni będą mniej lub bardziej ograniczani, a ludzie tacy jak ja nie zobaczą światła dziennego przez dłuższy czas – mówił 71 letni Blanachard patrząc w kamerkę komputera.

Wykład poświęcony był głównie polityce fiskalnej, która będzie kosztować wszystkie kraje coraz większy odsetek PKB. Blanchard zaczął od teraźniejszości. Powołał się na dane noblisty Paula Romera, który utrzymuje, że codzienne testy 7 proc. populacji (w przypadku USA mowa o 22 mln ludzi) pozwalają połączyć ogień z wodą, czyli funkcjonowanie gospodarki ze współczynnikiem rozprzestrzeniania się koronawirusa mniejszym od 1 (warunek wygaszenia pandemii). Kosztować mogłoby to 600 mln dolarów dziennie, ale tego samego dnia pracownicy wytworzyliby aż 10 mld dolarów PKB. Rachunek makroekonomiczny jest więc prosty. Przynajmniej dla USA. Jednak techniczna możliwość wykonania takiej liczby testów to już zupełnie inna sprawa.

"Teoretycznie codzienne, masowe testy pozwoliłby połączyć ogień z wodą, czyli funkcjonowanie gospodarki z wygaszaniem pandemii"
Reklama

Równocześnie z wygaszaniem pandemii polityka fiskalna ma drugie zadanie – sprawić, aby jak najwięcej firm i pracowników przetrwało zawieszenie aktywności gospodarczej. Blanchard zauważył, że są tu różne podejścia, np. amerykańskie polega na natychmiastowym zwolnieniu milionów ludzi i wysłaniu im do domu czeków od państwa. Jemu bardziej podoba się rozwiązanie z rodzimej Francji, gdzie rząd stara się utrzymać miejsca pracy i zapobiec zerwaniu więzów pracodawca-pracownik.

Blanchard bardzo ogólnie szacował, że o ile pierwszy etap – powszechnych i ciągłych testów – może pochłonąć około 1 proc. PKB, to już programy fiskalne realnie kosztować będą co najmniej pięć razy więcej, a jeszcze kosztowniejszym wyzwaniem będzie etap trzeci – zadbanie o to, aby w gospodarce trwale pojawił się popyt. Coś co jest istotą każdej recesji, tu jest dopiero trzecim krokiem.

Istotne jest przy tym przejście między etapem pierwszym a drugim. Czy można się obawiać, że duże programy fiskalne po zniesieniu blokady gospodarki spowodują wykreowanie zbyt dużego popytu?

– Nie wydaje mi się, bo jeśli pomyślimy o tym, kto dostanie pieniądze, to gospodarstwa domowe prawdopodobnie wydadzą je na jedzenie, a tu nie ma dużego ograniczenia podaży. Będą też spłacać hipotekę, co także nie jest problemem. Nawet przy racjonowaniu, albo nawet jeśli zobaczymy trochę inflacji (…) to nie będzie problem. Racjonowanie nie jest końcem świata, a trochę inflacji na tym etapie będzie nawet dobrą rzeczą – wyjaśniał Blanchard.

Były główny ekonomista MFW podkreślał też, że obecnie nie należy się przywiązywać do tradycyjnego podziału ról i współpraca banków centralnych z rządami przy realizacji polityki fiskalnej jest wręcz nieodzowna. Oczywiście to kwestia obecnego kryzysu i zerowych stóp procentowych, bo w czasach normalizacji i przy ewentualnej decyzji, aby stopy procentowe znowu były dodatnie może się to zmienić. Nie wiemy tylko, czy będzie to za „dwa lata, pięć lat, a może i dziesięć lat”.

Bardzo ważne jest to, że wszystkie powyższe rozważania odnoszą się do najważniejszych gospodarek rozwiniętych, które z natury rzeczy mają przyzwoitą służbę zdrowia i sprawne mechanizmy rynkowe oraz instytucje. O wiele bardziej Blanchard obawia się o rynki rozwijające się i wschodzące, ze szczególnym uwzględnieniem Afryki.

– Rynki rozwijające się są dotknięte przez eksport, który spada, ceny surowców, które spadają. Wojna cenowa eksporterów ropy jest naprawdę niepotrzebnym dodatkiem (…) Jest jeszcze odpływ kapitału, różny w zależności od kraju, który prowadzi do gwałtownej deprecjacji w wielu państwach. Myślę, że te rynki doświadczają burzy absolutnej (ang. perfect storm) – podsumował Blanchard.

Autor: Marek Pielach