Po początkowym zagubieniu i organizowaniu pieniędzy w końcu miała pomoc profesjonalistów. Koronawirus wywrócił wszystko do góry nogami.
W piątek ok. godz. 8 wychodzą z domu. Do autobusowego przystanku mają pięć minut. Pół godziny jazdy po Warszawie do Nowego Światu, potem spacer do ul. Świętojerskiej. Wszystko z zegarkiem w ręku, bo punkt dziewiąta Ewa i jej córeczka Nela zaczynają zajęcia z fizjoterapeutką Anią.
Najpierw powitanie, masaż i terapia sensoryczna. Potem dziecku trzeba założyć ortezy na nogi, spiokombinezon, czasami usztywniacze na ręce. Tak Nela może ćwiczyć równowagę. Ania pomaga jej w ustawieniu ciała i cały czas walczy o jej uwagę. Macha kolorowym pomponem albo pokazuje świecącą kulkę i wydaje polecenia: wyciągnij rękę, dotknij, popatrz tutaj. Potem nauka czworakowania. Ania ustawia Nelę – pilnuje jej brzucha, kręgosłupa oraz rąk. Musi uważać, by dziewczynka nie upadła na twarz i nie zrobiła sobie krzywdy. Ile Nela wytrzyma? Pół minuty, minutę – nie dłużej. Odpoczynek, kolejna próba. I tak kilka razy. Na koniec ćwiczenia w chodziku. Pokonanie kilkunastu metrów tam i z powrotem nie jest proste. Nogami Neli są ręce Ani. To dzięki nim stawia kroki. Terapeutka posuwa się za nią powoli. Ustawia, poprawia, obserwuje.
Tak było do wybuchu pandemii. Dziś, po wprowadzeniu obostrzeń mających uchronić nas przed wirusem SARS-CoV-2, położenie rodzin z takimi dziećmi jak Nela, wymagającymi specjalistycznej i nieustannej pomocy, jest wyjątkowo trudne. Zgodnie z zaleceniami rządu i Krajowej Izby Fizjoterapeutów ośrodek, w którym dziewczynka ćwiczy, zawiesił działalność – i teraz próbuje odnaleźć się w pracy zdalnej. A nie jest to proste, bo postępy pacjentów zależą nie tylko od wiedzy terapeutów, ale też ich umiejętności technicznych.
Dla rodziców nowa sytuacja oznacza widmo zaprzepaszczenia czasem wielu lat pracy. Wiedzą, że nie jest możliwe obejście zakazów i wezwanie specjalisty do domu, bo dla ich dzieci, z obniżoną odpornością, kontakt z osobą z zewnątrz może być bardzo niebezpieczny. Przechodzą więc sami szybki kurs fizjoterapii, wierząc, że sprostają obowiązkom i nie zaszkodzą dziecku.
Reklama