W piątek Główny Urząd Statystyczny poda dane m.in. o bezrobociu.

"Nie grozi nam tak duży Armagedon na rynku pracy, jak np. w USA. Głównie dlatego, że polski rynek pracy nie jest tak elastyczny i nie pozwala na zwolnienia z dnia na dzień" - powiedziała Petka-Zagajewska.

"My zakładaliśmy, że stopa bezrobocia może wzrosnąć w marcu do ok. 5,8 proc., odzwierciedlając rejestrację osób samozatrudnionych i pracujących na umowy cywilnoprawne" - stwierdziła.

Ekonomistka oceniła, że możliwe jest, że ta stopa będzie niższa, z kilku przyczyn. "Jedna to długie okresy wypowiedzenia dla osób na etatach, druga to opóźniona reakcja przedsiębiorstw, które początkowo mogły liczyć na przejściowy charakter utrudnień działalności, wywołanych epidemią wirusa" - dodała.

Reklama

Petka-Zagajewska powiedziała, że po aktywności Polaków w internecie widać masowe zainteresowanie tematyką zwolnień i bezrobocia.

"Dobre dane za marzec nie oznaczają tego, że w następnych miesiącach bezrobocie gwałtownie nie wzrośnie. W marcu może być za wcześnie, by odnotować wpływ sytuacji gospodarczej wywołanej koronawirusem na rynek pracy w Polsce" - oceniła.

Ekonomistka stwierdziła, że skala wniosków składanych w ramach tarczy antykryzysowej m.in. przez samozatrudnionych pokazuje, że bez tego stopa bezrobocia mogłaby być o 1,5 – 2 proc. wyższa. "Te wnioski mogą utrzymać ok. 300 tys., a tarcza zaczęła dopiero funkcjonować. Dzięki temu bezrobocie może nie przekroczyć pułapu 10 proc. - skomentowała Petka-Zagajewska.

Jej zdaniem wieloletni trend na rynku pracy, kiedy bezrobocie tylko spadało, diametralnie się jednak odwróci. Z rynku pracownika mamy znowu rynek pracodawcy - wskazała.

Ekonomistka powiedziała, że wzrost bezrobocia wywoła ograniczenie popytu, co pociągnie za sobą dalszą redukcję zatrudnienia. "Gospodarstwa domowe mocno obawiają się o swoją przyszłość, cięcia wydatków w budżetach domowych już nastąpiły, a jeśli chodzi o nastroje konsumenckie, to Polacy z optymizmu spadli w głęboki pesymizm" - stwierdziła.

W jej opinii to, jak kryzys związany z epidemią trwale wpłynie na rynek pracy, będzie zależało od długości turbulencji gospodarczych nim wywołanych. "Jeśli sytuacja utrzyma się dłuższy czas, to paradoksalnie duże aglomeracje, będące dotychczas miejscem, gdzie pracę może dostać bez problemu, zmienią się w pola rywalizacji bezrobotnych, co może wpłynąć na geograficzną mapę pracy. Ludzie mobilni mogą za pracą wyruszyć do mniejszych ośrodków, co też wywoła zmiany na rynku nieruchomości" - dodała.

"Zakładamy, że część zmian wywołanych bezrobociem będzie miało charakter trwały, a rynek pracy nawet do końca przyszłego roku nie wróci do punktu wyjścia" - stwierdziła ekonomistka. Dodała, że Polacy będą nawet w dłuższym terminie ograniczać wydatki; niepewność powoduje, że odmawiamy sobie zakupów. "Do takiego stanu, jak przed kryzysem, kiedy stosunkowo często decydowano się na zakupy – także kredytowane - takie, jak dom, czy samochód, możemy długo nie wrócić" - powiedziała.

>>> Czytaj też: Bezrobotna Ameryka. Już ponad 26 mln wniosków o zasiłek