W czwartek Lewica złożyła w Sejmie projekt ustawy o świadczeniu kryzysowym. Zakłada on wprowadzenie świadczenia w wysokości 2100 zł netto dla osób tracących środki do życia w trakcie epidemii koronawirusa oraz świadczenie gwarantowane dla bezrobotnych, które wynosiłoby połowę ostatniej pensji, ale nie mniej niż 1400 zł i nie więcej niż średnia krajowa. Przedstawicielem wnioskodawcy jest Adrian Zandberg.

PAP: Podczas konferencji apelował pan, aby Sejm zajął się tym projektem Lewicy jak najszybciej. Zgodnie z harmonogramem dostępnym na stronie Izby posiedzenie planowane jest na 27-28 maja, wcześniej pewnie Sejm zbierze się w okolicach 7 maja, aby zająć się zmianami w Kodeksie wyborczym. Kiedy w takim razie mógłby się zająć waszym projektem?

Adrian Zandberg: Jak najszybciej, na najbliższym posiedzeniu. Póki co rząd hojnie wsparł banki, wysupłał środki dla biznesu, a do bezrobotnych mówi: "Poczekajcie". Ludzie, którzy tracą pracę, nie mogą czekać. Kolejne firmy zwalniają pracowników, a znalezienie nowej w trakcie pandemii jest niezmiernie trudne. Kończy się kwiecień, za chwilę będzie kolejna fala zwolnień. Państwo musi wziąć odpowiedzialność i tym ludziom pomóc. Znaczna część polskich pracowników nie ma oszczędności. Jeśli ta pomoc nie przyjdzie na czas, to nie będą mieli z czego zapłacić za czynsz czy zrobić zakupów.

PAP: To po krótce, na czym polega wasza propozycja?

Reklama

A.Z.: Nasza propozycja składa się z dwóch elementów. Po pierwsze, "kryzysowe" na czas epidemii, gwarancja 2100 złotych na rękę dla ludzi, którzy tracą środki do życia. Prosty mechanizm, minimum biurokracji i szybki przelew. Po drugie, nowy system pomocy dla bezrobotnych. Nawet kiedy epidemia się skończy, sytuacja pracowników nie poprawi się od razu. Wielu z tych miejsc pracy po prostu już nie będzie. Proponujemy nowoczesne rozwiązanie, zgodne z zaleceniami Światowej Organizacji Pracy - świadczenie dla bezrobotnych w wysokości połowy ostatniej pensji, nie mniej niż 1400 złotych na rękę. Taki mechanizm działałby do wysokości średniej pensji. Dzięki temu ludzie, którzy tracą pracę, czuliby się choć odrobinę bezpieczniej. Podobne zasady działają w wielu krajach, choćby w Danii. Lewica chce wprowadzić je w Polsce.

PAP: Lewica ostro krytykowała spotkania lidera Porozumienia Jarosława Gowina i szefa PO Borysa Budki. U kogo w takim razie chcecie szukać poparcia dla swojego projektu?

A.Z: Chętnie usłyszę, kto jest przeciwko wsparciu dla bezrobotnych. Mówimy o ludziach, którzy bez własnej winy tracą środki do życia. Skoro mamy pieniądze dla banków i dla wielkiego biznesu, to tym bardziej powinny się znaleźć środki dla najbardziej potrzebujących. Mamy zapewnienie Polskiego Stronnictwa Ludowego, że poprą propozycję Koalicyjnego Klubu Lewicy. Będziemy w tej sprawie rozmawiać ze wszystkimi. Co do PiS-u - póki co Prawo i Sprawiedliwość nie potrafiło zagłosować nawet za najlepszymi projektami, jeśli składała je Lewica. Mają z tym ewidentnie jakiś problem. Skoro tak, to upoważniamy pana Morawieckiego - może pan przepisać sobie te rozwiązania i przedstawić jako własne. Byle szybko. Bezrobotni naprawdę nie mogą czekać.

PAP: Macie jakieś szacunki, ile wasze propozycje mogą kosztować?

A.Z.: Szacunki w oczywisty sposób muszą być zgrubne. To zależy od tego, jak głęboki okaże się kryzys na rynku pracy. Na dziś szacujemy, że miesięczny koszt "kryzysowego" zamknąłby się w ramach 900 milionów złotych. Jeśli będzie bardzo źle – to oczywiście koszty wzrosną. To ułamek środków, które rząd przewidział dla wielkiego biznesu.

PAP: Wicepremier, minister rozwoju Jadwiga Emilewicz mówiła, że przedstawi rządowi propozycję podwyższenia świadczenia dla bezrobotnych, które miałyby wynosić połowę średniej krajowej. To są pomysły, które Lewica jest w stanie poprzeć? Podobne propozycje są zapisane w waszym świadczeniu kryzysowym.

A.Z.: Ze strony rządu nie ma konkretów, a ministrowie mówią sprzeczne rzeczy. Pani minister rodziny Marlena Maląg, która odpowiada za tę działkę, stwierdziła niedawno, że nie ma żadnych nowych propozycji dla bezrobotnych. My nie mamy problemu z popieraniem dobrych rozwiązań - pod warunkiem, że nie zostaną wymieszane ze przepisami, uderzającymi w zwykłych ludzi. Niestety, dotąd tak właśnie było. Rządowe "tarcze" miały antypracowniczy charakter. Lewica popiera prospołeczne rozwiązania. Antypracowniczych nie poprzemy.

rozmawiał: Grzegorz Bruszewski

>>> Czytaj też: Masz dodatkowe źródło utrzymania? Firma łatwiej wypowie ci umowę lub obniży pensję