Wprowadzenie opcji głosowania w wyborach w Szwajcarii trwale zwiększyło frekwencję o 5 pkt proc. - powiedział PAP szwajcarski ekonomista prof. Alois Stutzer. Mimo dużego doświadczenia z głosowaniem korespondencyjnym, władze kraju odłożyły majowe referenda. Wywołało to jednak protesty konstytucjonalistów.

Podczas gdy Polskę może czekać niedługo pierwsze doświadczenie z głosowaniem korespondencyjnym, w Szwajcarii od dekad jest to element każdych wyborów i najpopularniejsza obecnie metoda głosowania.

Jak zaznacza w rozmowie z PAP ekonomista Alois Stutzer z Uniwersytetu w Bazylei, który prowadził badania nad szwajcarskimi wyborami, głosowanie korespondencyjne było wprowadzane stopniowo przez władze poszczególnych kantonów. Pierwszy raz umożliwiono takie rozwiązanie bezwarunkowo wszystkim wyborcom w kantonie Bazylea-Okręg w 1978 roku. Ostatnie były kantony Valais i Ticino, gdzie głosować korespondencyjnie można od 2005 roku.

"Dzięki temu, że głosowanie pocztowe zostało wprowadzane w różnych latach i w różnych kantonach, byliśmy w stanie dokładnie zmierzyć efekt, jaki miało na frekwencję wyborczą. Był on znaczący, frekwencja wzrosła o ok. 5 pkt proc." - mówi PAP prof. Stutzer.

Jak zaznacza, umożliwienie głosowania korespondencyjnego nie zachęciło do uczestnictwa w wyborach wszystkich grup w ten sam sposób. Największy efekt frekwencyjny w ogólnonarodowych referendach - odbywają się one kilka razy w roku - zanotowano w grupie osób z najniższym wykształceniem.

Reklama

"Zaobserwowaliśmy też, że średni poziom wiedzy na dany temat będący przedmiotem głosowania był niższy" - mówi profesor Uniwersytetu w Bazylei. "To może martwić, bo gorzej poinformowani wyborcy mogą być łatwiej przekonani przez grupy interesu, nawet do głosowania przeciwko ich własnemu interesowi" - dodaje.

Według Stutzera, oferowane w Szwajcarii rozwiązania dają wyborcom dużą swobodę. Zwykle głos można wysłać najpóźniej kilka dni przed głosowaniem, ale w niektórych miejscach, możliwe jest wrzucenie głosu do skrzynki pocztowej lokalnej administracji w piątek lub sobotę wieczorem - czyli odpowiednio - na dwa lub nawet jeden dzień przed wyborami.

"Wielu obywateli zwleka z oddaniem głosu do ostatniej chwili. Myślę, że to sensowne, bo w takim przypadku mogą być lepiej poinformowani. Moje obawy dotyczące głosowania pocztowego były głównie takie, że mogłoby ono osłabić debatę publiczną, jeśli duża część obywateli wysłała swój głos wcześnie i nie byłaby już potem zainteresowana nowymi argumentami" - ocenia uczony.

Mimo dużego doświadczenia z głosowaniem korespondencyjnym, szwajcarskie władze federalne już w marcu zdecydowały się przełożyć planowane na 27 maja ogólnokrajowe referenda, m.in. w sprawie relacji Szwajcarii z UE.

Inną decyzję podjął natomiast kanton genewski, gdzie druga runda wyborów do władz gmin odbyła się wyłącznie drogą pocztową. Frekwencja - 24 proc. - była wówczas jednak znacznie niższa, niż w pierwszej turze, przeprowadzanych w zwykłych warunkach, kiedy głosowało prawie 36 proc. uprawnionych.

Jak mówi Stutzer, decyzja rządu w Bernie w sprawie przełożenia referendum spotkała się z szerokim zrozumieniem w Szwajcarii, choć budziła wątpliwości prawników.

"Ta decyzja została podjęta przez rząd federalny i o ile znalazła poparcie i zrozumienie większości ludzi, prawnicy konstytucyjni protestowali, że nie leży to w kompetencjach rządu federalnego, nawet w warunkach stanu nadzwyczajnego" - mówi Szwajcar. "Mam więc nadzieję, że kiedy kryzys koronawirusa minie, czeka nas poważna dyskusja na temat zawieszenia demokracji bezpośredniej" - dodaje.

>>> Czytaj też: Wybory korespondencyjne w Szwecji: Poczta rozsyła karty, przewozi głosy