Szef PKW Sylwester Marciniak mówi DGP, że wybory 10 maja nie są możliwe, a najprostszym wyjściem jest wprowadzenie stanu nadzwyczajnego, choć możliwe są także inne rozwiązania. Dlatego jego zdaniem powinien nastąpić kompromis sił politycznych wokół przeprowadzenia wyborów.

Wprowadzenie stanu nadzwyczajnego oznacza przesunięcie wyborów o co najmniej trzy miesiące. Gdyby wybory odbyły się z opóźnieniem można je zorganizować zarówno w lokalach jak i korespondencyjne dla chętnych.

Wypowiedź Sylwestra Marciniaka wywołała relacje na politycznej scenie. Cytowali ją zwłaszcza politycy PO, która proponuje wprowadzenie stanu nadzwyczajnego. "Od dawna to mówimy. Dla PO i Małgorzaty Kidawy Błońskiej nie jest to odkrywcze ale dla wielu innych może być wyjątkowo zaskakującą informacją" - napisał na Twitterze Sławomir Neumann z PO. W PiS jest świadomość, że 10 maja to termin iluzoryczny, ale politycy tego ugrupowania uważają, że nadal realne są wybory 17 lub 23 maja. -Stoimy na stanowisku, że w ramach okienka konstytucyjnego w maju wybory są do zrealizowania- podkreśla Piotr Mueller rzecznik rządu. Co oznacza, że marszałek Sejmu musiałby zarządzić zmianę terminu wyborów. Takie działanie nie ma precedensu i wielu konstytucjonalistów je kwestionuje. Dlatego także w PiS brany jest pod uwagę scenariusz wprowadzenia stanu nadzwyczajnego.

Poniżej fragment rozmowy z szefem PKW dotyczący wyborów 10 maja:

Czy 10 maja odbędą się wybory?

Reklama

Z przyczyn organizacyjnych nie jest to możliwe. Do 10 maja mamy niespełna tydzień, a stan prawny nie jest ustalony. Pewne kompetencje PKW zostały zawieszone, a póki co ustawa o głosowaniu korespondencyjnym jest ciągle w Senacie. Tak więc jest zbyt mało dni, by przeprowadzić wybory. Musiałby nastąpić cud, by do nich doprowadzić.

Skoro 10 maja jest niemożliwy, to co w takim razie powinno się stać?

Trudno przewidzieć, co zrobią decydenci. Nigdy nie mieliśmy takiej sytuacji, by wybory uległy przesunięciu. Ostatnio w Korei Południowej głosowano, wielka dyskusja toczy się w USA, gdzie wybory prezydenckie mają się odbyć w listopadzie. Dziś stoimy przed dylematem, czy wybory przeprowadzić, czy też je odroczyć. Są różne rozwiązania konstytucyjne, w przypadku Polski najprostszym byłoby wprowadzenie stanu klęski żywiołowej lub wyjątkowego, wówczas wybory mogłyby się odbyć najwcześniej 90 dni po zakończeniu takiego stanu.

Cały wywiad przeczytasz w poniedziałkowym wydaniu DGP