Rządowi zarzuca się brak przygotowania (merowie skarżą się, że wciąż nie mają masek dla nauczycieli i uczniów ani żelu dezynfekującego), niezdecydowanie (decyzje są podejmowane i wycofywane) oraz aroganckie podejście do obywateli.

Komentatorzy przyznają, że zakończenie kwarantanny szczególnie trudne będzie w wielkich miastach, przede wszystkim w Paryżu i regionie stołecznym.

„Szkoły, transport… tydzień wielkiego ryzyka dla rządu” – poniedziałkowy tytuł na stronie internetowej dziennika „Le Monde”, streszcza omawiane przez wszystkie media problemy.

Uczestnicy debat radiowych i telewizyjnych, przypominając ton, z jakim minister zdrowia zapowiedział, że całkowita izolacja sanitarna może być przedłużona, zarzucają władzom, że zwracają się do obywateli "jak do niegrzecznych uczniów".

Reklama

W poniedziałkowym komentarzu dziennika „Le Figaro” Gaetan de Capele pisze, że „złożoność sytuacji nie zwalnia rządu z odpowiedzialności”; zarzuca władzom „nieuporządkowane, sprzeczne ze sobą wypowiedzi i autorytaryzm (…)" oraz „narzucanie Francuzom, zdyscyplinowanym ponad wszelkie o nich wyobrażenia, infantylizację, której zapewne nie zniosą w dłużej perspektywie”.

W niedzielę 123 merów z regionu paryskiego Ile-de-France wezwało prezydenta Emmanuela Macrona, by przesunął termin otwarcia szkół; argumentowano, że nie ma warunków, by uczniowie wrócili do klas już 11 maja.

Merowie chcą, aby państwo przed wyznaczeniem terminu wznowienia nauczania w szkołach „miało pewność, że spełnione są wszystkie warunki sanitarne”.

W wystąpieniach radiowych liczni merowie skarżyli się na brak masek i żeli dezynfekujących oraz na ogromne trudności w przystosowaniu pomieszczeń szkolnych do warunków obowiązującego w kraju „pogotowia sanitarnego”.

W petycji do prezydenta merowie wzywają też władze państwowe, „by nie zrzucały na nich odpowiedzialności sądowej, politycznej i moralnej za otwarcie szkół”.

Szczególne obawy mają merowie wielkich miast, którzy ostrzegają rząd, że „gęstość zaludnienia bardzo komplikuje powrót do normalnego życia” – odnotowuje w poniedziałek dziennik „L’Opinion”.

„Pociąg wychodzenia z izolacji sanitarnej z wielką szybkością zdąża w stronę ściany” – piszą dziennikarze tej gazety i cytują przewodniczącą rady regionu paryskiego Valerie Pecresse, która wzywa do „drastycznej” organizacji wychodzenia z izolacji na obszarze wokół stolicy.

Prawicowa polityk uważa, że do przestrzegania wymogów dystansu między osobami, jak i wymogu noszenia masek przez wszystkich pasażerów metra i podmiejskich linii dojazdowych, konieczne będzie zatrudnienie dodatkowych 5 tys. policjantów i kontrolerów.

Merowie Lyonu i Bordeaux zapowiedzieli, że wbrew zaleceniom rządu nakażą obowiązkowe noszenie masek w miejscach publicznych, a inni, jak mer Montpellier, zagrozili, że nie otworzą szkół przed letnimi wakacjami.

„Francja się boi, a metropolie boją się jeszcze bardziej” - piszą dziennikarze „L’Opinion”, wskazując „zbyt wąskie chodniki, ciasne mieszkania, przeciążony transport miejski". "Wielkie miasta nie mają żadnych atutów na czas epidemii” - oceniają.

„Budzi się archaiczny strach, że to w miastach powstają problemy sanitarne” – podsumowywał, cytowany w „L’Opinion”, przedsiębiorca i publicysta Robin Rivato.

Z Paryża Ludwik Lewin (PAP)