Ponad ćwierć miliona zachorowań i według dostępnych, niepełnych danych 14 tys. zmarłych na koronawirusa. Te dane z czwartku w ocenie ekspertów zapowiadają, że pandemia w Ameryce Łacińskiej wchodzi w szczytową fazę.

Najtragiczniejsze żniwo na kontynencie pandemia zbiera w Brazylii. Do czwartku zanotowano w tym kraju, liczącym 211 mln mieszkańców, ok. 127,4 tys. przypadków Covid-19 i ponad 8,6 tys. zgonów. Brazylia stała się szóstym krajem świata na liście najmocniej zaatakowanych przez nowego wirusa, po USA, Wielkiej Brytanii, Włoszech, Francji i Hiszpanii.

Arthur Virgilio, burmistrz ponad dwumilionowego Manaos, stolicy Amazonii, największego stanu Brazylii, gdzie pandemia zbiera najtragiczniejsze żniwo, a zakłady pogrzebowe od początku tygodnia nie przyjmują zamówień na nowe pochówki, ogłosił w czwartek ścisłą kwarantannę. Uczynił to wbrew apelom prezydenta kraju Jaira Bolsonaro o utrzymanie zwykłego rytmu pracy. Bolsonaro apelował ostatnio do mieszkańców Amazonii, aby "stawili czoło wirusowi jak prawdziwi mężczyźni".

Ludność stanu, jak napisał w czwartek w reportażu argentyński dziennik "Clarin", znajduje się jednak w przymusowej sytuacji. Czwarta jej część żyje bowiem w prymitywnych warunkach, w domkach wznoszonych na palach, budowanych na bagnach i terenach zalewowych, a "jej codzienność, to praca od świtu do nocy, aby zarobić na wieczorny posiłek".

Po Brazylii, dalsze trzy kraje kontynentu południowoamerykańskiego, które najmocniej zaatakowała pandemia, to Peru (47 tys. przypadków), Ekwador (32 tys.), Meksyk (25 tys.) i Chile (23 tys.). W znacznie lepszej sytuacji jest Kolumbia, gdzie szpitale stosunkowo dobrze radzą sobie z pandemią.

Reklama

Zaskoczenie w latynoamerykańskich mediach wywołało w ostatnich dniach nagłe załamanie się frontu walki z Covid-19 w Chile. Kraj ten wydawał się jeszcze w ubiegłym miesiącu stosunkowo dobrze radzić sobie z pandemią dzięki ogłoszeniu przez liberalno-konserwatywnego prezydenta Sebastiana Pinerę stanu wyjątkowego. Kontrolę nad przestrzeganiem bardzo rygorystycznych zarządzeń dotyczących kwarantanny powierzono wojsku. Na przykład żandarmeria w liczącej 7 mln mieszkańców stolicy, Santiago de Chile, od 3 do 6 maja ukarała mandatami lub zatrzymała kilka tysięcy osób za nieprzestrzeganie ścisłej kwarantanny lub zakazów dotyczących ruchu samochodowego.

Chilijski system "elastycznego zarządzania walką z pandemią" poprzez łagodzenie lub zaostrzanie ograniczeń w swobodnym ruchu ludności oraz lokalnie stosowanej kwarantanny sprzyjał utrzymaniu gospodarki w działaniu.

Jednak od ubiegłego weekendu dzienna liczba nowych zachorowań skoczyła nagle o 45 proc. Dotyczy to zwłaszcza trzech najzamożniejszych dzielnic stolicy Chile. Jak stwierdził w czwartek chilijski minister zdrowia Jaime Manalich, niespodziewana ofensywa koronawirusa wyszła z najbiedniejszych dzielnic i przedmieść stolicy, słabo skanalizowanych, pozbawionych struktur sanitarnych.

"Jeśli nie wygramy bitwy w Santiago, możemy ponieść klęskę w wojnie z koronawirusem" - oświadczył Manalich, dodając, że jest zaniepokojony "niezliczonymi przypadkami łamania zakazów wprowadzonych w związku z pandemią".

>>> Polecamy: Wygląda na to, że koronawirus nie lubi świeżego powietrza